Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:1132.00 km (w terenie 1045.00 km; 92.31%)
Czas w ruchu:69:49
Średnia prędkość:16.21 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:16600 m
Maks. tętno maksymalne:189 (96 %)
Maks. tętno średnie:164 (83 %)
Suma kalorii:31700 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:59.58 km i 3h 40m
Więcej statystyk

Powerade Istebna Giga

Sobota, 24 września 2011 · Komentarze(5)
Finał Powerade Suzuki MTBmarathon Istebna
Całą trasę jechałem z Wojtkiem. Duże tempo od startu, praktycznie przez godzinę każdy podjazd na maksa. Ochodzita na wysokiej kadencji, nie zrobiła takiego wrażenia jak rok temu, wtedy umierałem. Ogólnie trasa w Istebnej ciężka fizycznie, bo dużo stromych podjazdów które na 2 tarczach z przodu dają w kość. Nie lubię jednak tej trasy, za dużo asfaltów i cywilizacji.
Na około 50km doszedł nas Borycki i tak już we 3 jechaliśmy do końca. Momentami odstawałem na podjeździe na pętli giga, zjazdy szły dobrze. Ten po korzeniach przed metą zjechałem dwukrotnie bez podparcia.
Na 500m przed metą złamałem sztycę KCNC, jakoś podbiło mi koło, ja dobiłem tyłkiem i klops. Schowałem ją pod pazuchę i do mety.
Pierwszy zjazd:

Sztyca z siodełkiem pod pazuchą:


10 open, 4 M2

Generalka 2011:
4 M2
teraz zasłużony odpoczynek, koniec sezonu w tym roku robię wcześniej

Międzygórze Powerade MtbMarathon Giga

Sobota, 10 września 2011 · Komentarze(4)
Nocleg w pokoju o tzw niskim standardzie pensjonatu Gigant w Międzygórzu. Trzeba im przyznać, standard niski ale cena światowa;) Ale za to do sektora startowego miałem 200metrów od wyjścia z pokoju.

W sektorze same gwiazdy, Bogdan, Janowski Jajonek Seba Swat z ortezą na kostce. Humory dopisują. Pogoda dobra, bez deszczu, 16*C i wychodzi słońce. Start o 10, na początku powoli, tętno 170, potem szybciej, 180, w końcu puszczam czołówkę, nie ma sensu się spalać, i tak jadę dużo powyżej progu.
Jedziemy z Cesarzem, Jurkowlańcem,Glonem, Werdą i Doktorem. Po paru minutach Cesarz się odrywa, Doktor mu łapie koło. Jadę z resztą, staram się cały czas prowadzić i gonić Cesarza, ale skubaniec narzucił szaleńcze tempo jak na pierwszą godzinę jazdy. Doktor się zatrzymał, chyba kapcia złapał, no i jak zwykle się wycofał... Szybkie zjazdy, pod 60km/h. Przez pierwszą godzinę tętno na podjazdach nie spada poniżej 170. Gdy zaczyna się podjazd pod Śnieżnik jadę już tylko z Jurkowlańcem i Tomkiem z Jamy Wałbrzych.
Gdzieś w połowie widzę daleko Cesarza, ale już nie da rady go złapać.
Na górze przy schronisku mgła i chłodniej.
Na zjazd czerwonym wjeżdżam jako pierwszy, trenowałem go miesiąc temu. Wiem czego się spodziewać, jednak zaskakuję sam siebie i zjeżdżam wszystko w 100%, jedno miejsce którego nie dałem rady na treningu, a na zawodach okazało się do zjechania,zadziałała adrenalina i do tego widziałem ślady kół.
Pod koniec widzę Sebę, kapcia miał i się zbiera do jazdy. Dogonił mnie na kolejnym podjeździe, szedł jak burza, nawet mu koła nie złapałem.
Wjazd na pętlę giga, ładowanie bananów i Powerada do bidonu. Tam dużo szybkich i bardzo szybkich szerokich dróg, "grabkowych". Prędkość dochodząca do 65km/h, lekki strach w oczach.
Przy Jaskini Niedźwiedziej dogonił mnie Borycki, całe szczęscie bo tempo mi zaczęło słabnąć. Na bufecie nie mieli żeli wiec nażarłem się bananów, za dużo. Borycki swoim tempem jazdy mnie trochę obudził, chwyciłem mu koło, tętno ze 158 skoczyło na 165, złapała mnie kolka, ale jakoś się utrzymałem.
Wróciliśmy na trasę główną, mega i giga razem, dużo wyprzedzania. Do mety to właściwie wszystko z blatu, szybko i mokro. Reszta trasy była sucha za sprawą nawierzchni szutrowej.
Ostatni podjazd przed metą, odskoczyłem Boryckiemu i już do mety samemu. Niestety dużo straciłem minut, do Cesarczyka i Swata 7 minut, a do Janowskiego 25...
Okolice Czarnej Góry, parę km do mety, Borycki i Ja.

Ostanie minuty.


1 1 M2 4 BARTOSZ JANOWSKI 1985 Dobre Sklepy Rowerowe - Author 03:46:27.7 01:52:31(1) 02:59:20(1) 00:00:00
2 1 M3 3010 BOGDAN CZARNOTA 1975 KROSS RACING TEAM 03:47:52.7 01:52:31(2) 02:59:21(2) 00:01:25
3 2 M3 3 Tomasz Jajonek 1978 Dobre Sklepy Rowerowe - Author 04:03:25.8 01:59:55(3) 03:09:12(3) 00:16:58
4 2 M2 1119 Sebastian Swat 1990 SWAT Team 04:05:21.1 02:03:07(5) 03:12:21(4) 00:18:53
5 3 M2 1125 Michał Cesarczyk 1983 Sudety MTB Challenge 04:05:43.6 02:01:54(4) 03:13:30(5) 00:19:15
6 4 M2 96 Zbigniew Wiktor 1988 NORTHTEC-BIKE TEAM 04:13:27.4 02:04:26(6) 03:19:36(6) 00:26:59
7 3 M3 199 Mirosław Borycki 1976 TWOMARK Specialized 04:13:45.9 02:07:28(8) 03:20:12(7) 00:27:18
8 5 M2 1594 Mikołaj Jurkowlaniec 1990 Wrocław 04:16:07.8 02:05:48(7) 03:21:13(9) 00:29:40
9 6 M2 3592 TOMASZ MACH 1989 KKW JAMA WAŁBRZYCH 04:17:24.1 02:09:13(10) 03:21:12(8) 00:30:56
10 4 M3 3092 Michał Wojciechowski 1979 HP Cycling Team 04:19:49.2 02:08:11(9) 03:23:02(11) 00:33:21

Poprawiłem się o 20 minut w stosunku do czerwca zeszłego roku, (trasa była taka sama).

Kupiłem też w rowerownia.com u Asi i Maksa smar do łańcucha. Wkurzał mnie ostatnio zaciągający łańcuch w błocie. Naczytałem się o smarze ProGold, podobno uelastycznia łańcuch, itd itp. LINK
Okazuje się że nie wiem jakim cudem ale to działa, łańcuch po 50km w Międzygórzu zaczął szumieć, ale nie zakleszczyłem go ani razu, mimo błota które było pod koniec. Polecam!

Złota Wstęga Maraton

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Po zawodach XC, czas na maraton. Wieczorne lądowanie się węglowodanami w postaci dobrych czeskich piw i makaronu.
Rano nie czułem się dobrze, nogi bolały, zakwas straszny. Start o 11, duże słońce i ciepło, ale niestety mało startujących, około 70.
Po starcie tempo średnie, po chwili wzrosło i na pierwszym podjeździe KTM Racing Team odjechał wszystkim. Ja jechałem swoje, po 10km doszła mnie 3 os grupa którą jechaliśmy z 15km, było ciężko, bo młode chłopaki dobre tempo nadawały pod górę, a mnie uda paliły, byłem bliski odpuszczenia koła, przetrzymałem jakoś do zjazdu z Jawornika i potem już było lepiej.
2 rundę zaczynałem na pierwszej pozycji z grupki, z daleka z przodu widziałem chłopaka z Ramirentu, myślałem że go złapię, nie dałem jednak rady. Druga runda była łatwiejsza, bo juz wiedziałem gdzie i kiedy będą podjazdy i zjazdy, rozłożyłem lepiej siły. Na metę wpadłem samotnie, okazało się że 45sekund za zwycięzcą, chłopak z Ramirentu (Wiktor Kaczmarek). Ku mojemu zdziwieniu cały KTM zjechał na mini, wiec byłem na 2 miejscu open, ale patrząc z boku nie jest to dobre miejsce, obstawa nie była za dobra,a Hebisz się wycofał.
Po zawodach zimna Holba Serak i zgon.

Złota Wstęga XC

Sobota, 20 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Zawody XC w Złotym Stoku.
Najtrudniejsza trasa XC jaką kiedykolwiek jechałem. Parę bardzo trudnych zjazdów, ale 100% zjeżdżanych. Dobrze że z upływem dnia schły korzenie bo było łatwiej.
Miałem długą przerwę w startach XC, wiec wynik średni. Nie miałem siły na długie i strome podjazdy, do tego ponad 2 minuty na każdej rundzie z buta trzeba było iść, nie do wjechania.
Super spisały się opony szczególnie tył, Saguaro TNT, obniżyłem ciśnienie przed startem, około 1.5 atm mogło być, nie wiem. Tył udało mi się 3 razy dobić, czyli uderzyć obręczą o skałę lub korzeń, a mimo to jechałem dalej bez problemu, jednak grube opony to fajna rzecz.
7 miejsce, bez dubla.

ZMiana klocków z przodu

Dzień 4 Śnieżnik

Wtorek, 16 sierpnia 2011 · Komentarze(3)
Trasa:
Sienna - Czarna Góra 1204m npm - czerwonym szlakiem pieszym prze Żmijowiec do Schroniska pod Śnieżnikiem - wjazd na śnieżnik 1423m npm (w siodle może około 80-90% zrobiłem) - zjazd do Schroniska - zjazd cały czas czerwonym "poweradowym" szlakiem aż do Międzygórza, potem niebieskim podchodzenie na Polanę Śnieżną - chwilę drogą Albrechta - zielonym rowerowym wokół Czarnej Góry i zjazd fragmentem trasy DH do Siennej.
Założenie było by omijać jak tylko się da trasy rowerowe, jak najwiecej pieszych, które sa do podejścia w sztywnych butach rowerowych.
Najtrudniejszy dzień wydolnościowo bo cały czas samemu, bez czekania na innych.


Już wiem że jeśli za parę lat nie będę się ścigał to kupię fulla o skoku 120x120, opony 2.4 i będę jeździł w góry sobie pojeździć bez ciśnienia. Doskonałe przeżycie, jak najdalej od cywilizacji, kuchenka na plecy, śpiwór i w drogę.

Dzień 3 "Na grani"

Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Góry
Cały wyjazd do Złotego Stoku po to by właśnie przejchać się szlakiem granicznym, trasa dokładnie zabrana z BikeBoardu. Jedynie my fulli nie mamy, wiec poginaliśmy na Hardtailach, ale i tak było super.
Trasa typowe enduro, czyli dużo chodzenia z rowerem pod pachą, ale tez niesamowite zjazdy po prawdziwych górach, bez żadnych strzałek ani wykrzykników, tylko przyroda i rower. No i do tego Gekon i Luxi i dużo zabawy.
Trasa:
Stronie śląskie - żółtym szlakiem pieszym na granice PL-CZ miedzy Śneżnikiem a przejsciem granicznym Danielowa polana. Potem ciągła jazda góra dół, noszenie roweru pod najbardziej strome momenty, ale ogólnie jak najwięcej w siodle. Mimo że nie było to zawsze najbardziej ekonomiczne czasowo i energetycznie. Doskonały trening mimo woli umiejętności podjeżdzania po skałach. Do tego flow na zjazdach (ponad 50km/h), wszechobecny swąd palących się klocków.
Zielonym szlakiem jechaliśmy przez same szczyty 1000m n.p.m., przez Rudawiec, potem już tylko szlak szedł miedzy słupkami granicznymi, przez okolice SMreka, Kowadło aż do Nowego Gierałtowa, potem zjazd do Stronia Śl. Łącznie około 7h na szlaku.

Zdjęcie Luxiego:

Wakacje "Enduro" Dzień 1

Sobota, 13 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Km orientacyjnie,
trasa: Czerwonym szlakiem ze Złotego Stoku na Jawornik, potem na grań na zielony i podjazd na Borówkową od strony po któej zawsze Powerade zjeźdza. Potem powrót przez czechy i Białą Wodę.

Powerade Suzuki Głuszyca Giga

Niedziela, 31 lipca 2011 · Komentarze(2)
W końcu przyszedł długo wyczekiwany termin, koniec lipca czyli Głuszyca, mój trzeci start ever.
Przyjazd po 15 w sobotę, a od 16 w Głuszycy się rozpadało. Padało chyba do nocy. Rano już tylko lekko mżyło by potem przestać, nad górami mgła i zimno, poniżej 15*C.
Rano pobudka o 7, makaron z dżemorem i zagęszczonym mlekiem z Gostynia. Duża dawka energii.
Standardowo przed startem BCAA i AAGK, banan.
Start z pierwszego sektora, spokojny nikt nie rwał, dobra rozgrzewka. Wjazd w na szuter, Janowski odjeżdża, potem za nim Aleks, Seba Swat za nim Jajonek i ja na 5 miejscu. Pierwszy podjazd naprawdę stromy, wyprzedza mnie Gil i jakiś z Jamy Wałbrzych. Puścił mnie na pierwszym zjeździe, okolice Jeleńca Małego.
Czyli jadę 6 open, tętno stabilne 170 i brak oznak słabości, którą miałem tydzień wcześniej w Jeleniej Górze.
Pierwszy zjazd pokazał że nie będzie to łatwy maraton, każdy zjazd to walka o przyczepność opon. Właściwie czasem zdarzało się że rower szedł bokiem, robił swoje, ja swoje i jakoś to było.
Pierwszy żel po 45 minutach, niestety 100g Maxim jest odkręcany, wiec należy go jeszcze zakręcić..
Trochę doskwierał mi brak młynka, za twardo niektóre podjazdy musiałem robić. Doszło do tego że niektóre podjazdy które rok temu podjechałem w tym roku podchodziłem.
Kolejny raz przydał się Brunox w sprayu, chyba z 5 razy łańcuch pryskałem, nie miałem przez to problemu zaciągania.
Na 30 km wypadł mi bidon, niestety pełny. Zostałem z resztką TORQa w drugim bidonie. Po około 20minutach na szczęście wyprosiłem bidon od pary czekającej na innego zawodnika, oddałem pusty, dostałem pełny.
Po 2h jazdy miałem około14 minut straty do Janowskiego jak się dowiedziałem na bufecie. Potem doszedł mnie Borycki na technicznym podjeździe. Do Głuszycy wjechałem uzupełnić bidon i umyli też kasetę. Nasmarowałem łańcuch a Golonko powiedział, że jestem 6 open, zdziwiłem się gdzie wcięło Boryckiego. Okazało się ze zjechał na stadion, zabrał Karchera i umył rower! Dobry pomysł.

Po chwili widzę Adamuso! Miał defekt, poratował mnie żelami, 2 Endurosnacki i batonik. WIELKIE DZIĘKI!!!!
Dzięki tej dawce energii byłem w stanie dojechać do mety, bo moje 3 Maximy skazywały mnie na jedzenie dużej ilości bananów, a tak to zjadłem tylko parę kawałków.

Przed metą mini doszedł mnie Cesarz, usiadłem na koło i od razu tempo wzrosło. Szedł bardzo mocno. Niestety zaciągał mu łańcuch. Odjechałem dalej samemu. Dogonił mnie przed Sierpnicą, odjechał na zjeździe. Podjazd za stokiem podjechałem w ¾, reszta z buta, za mało bieżnika na tylnej oponie. Minął mnie Zielonka z Naftokoru.
Podjazd pod schronisko Orzeł szedł dobrze, dużo na stojąco, Cesarczyk znów się zatrzymywał z powodu łańcucha. Jakoś nam szło, jedynie wody brakło w bidonach.
Podjazd z Koziego siodła potem po kamieniach na Wielką Sowę to było wyzwanie, widziałem gdzies z tyłu Boryckiego, wiec nie było oszczędzania. Strasznie mnie wytrzęsło i zmoczyło bo jechało się ścieżką-rzeką, która była usiana kamieniami wielkości pięści.
Zjazd z Sowy w tym roku chyba nie za dobrze mi poszedł, jechałem po lewej singlem, zamiast centralnie, przedobrzyłem i prawie zgubiłem przez to szlak, dojechał do mnie Borycki, długo jechaliśmy razem. Zjadłem ostatniego Endurosnaka od Adamuso, popiłem ostatnim łykiem Powerada i heja w dół z Małej Sowy na wariata. Nie utrzymałem koła Boryckiemu, złapałem go dopiero na podjeździe w trawie, który w zeszłym roku podjechałem w całości, gdy było sucho.
Tak się cały czas cięliśmy, ja trochę szybciej biegłem i na ostatnim bufecie maiłem zapas jakiś 20 sekund, łyknąłem z kubka i wrzuciłem wszystko co miałem by jak najwięcej zyskać przed ostatnim zjazdem.
Przez to po 5h20minutach złapał mnie duży skurcz łydki i uda. Jakoś go rozjechałem, zaczął się ostatni trudny zjazd, poszedłem bez hamulców, gdyby nie adrenalina bym na pewno go schodził, był za niebezpieczny. Otarłem się barkiem o drzewo, jechałem na przednim kole itd, itp.
Potem łąka, odwróciłem się i nikogo za mną. Na 300metrów przed metą napęd zaczął już kompletnie żyć swoim życiem, zupełnie nie reagowała tylna przerzutka na ruchy manetką, ale ostatecznie dowlokłem się do mety, z bezpieczną przewagą, totalnie ujechany ale zadowolony.

7 open,
5 M2
5h35m
91km

Dziś, 24h po, bolą mnie wszystkie mięśnie, nogi, ręce plecy. Głuszyca AD 2011 znów okazała się być najcięższym GIGA w sezonie. Fizycznie jak i technicznie.

Bestof sportograf:


Zdjęcia JPbika:

MP Jelenia Góra Eska BM Giga

Sobota, 23 lipca 2011 · Komentarze(1)
Mistrzostwa Polski w Maratonie MTB
Krótko:
Poszło raczej źle. Już piątkowa jazda na maraton dała nam w kość, nie często zdarza się lądować autem w rowie... Cóż, błąd ludzki naszego kierownika, całe szczęście że rowery wyszły bez szwanku z tego wydarzenia. My również. Zabraliśmy się w drugim samochodzie do Jeleniej Góry, przyjazd niestety po północy, co spowodowało że nie było mi dane zjeść najważniejszego posiłku jakim jest kolacja...
Rano wszystko na szybko, o 10.50 ustawienie w końcu 1 sektora, tłok jak na bazarze.
Start ostry z rynku. Nerwówka, wszyscy chcą się przebić do przodu. Ja sie oszczędzałem, z moją 660mm kierownicą wolę nie pchać się za bardzo. Po ponad 25 minutach na tętnie 175-185 wjechaliśmy w szuter, potem podjazdy.
Dogoniłem Wojtka, siadł mi na koło i jechaliśmy razem. Po jakiś 40minutach miałem kryzys, jeden z pierwszych. Było niby płasko ale z blatu nie dawałem rady.
Potem mityczna Łopata, mam bardzo niefortunne zestawienie biegów na takie maraony, przełożenie 28:34 nie ułatwia wspinaczki na strome i długie podjazdy. Będać na końcu podjazdu na Łopatę byłem strasznie zakwaszony,kadencja 50rpm/min nie jest dobra na tak długi podjazd. Wojtek radził sobie świetnie.
Całe pierwsze kółko razem przejechaliśmy, odjeżdżał mi na podjazdach, na łączniku na drugą pętlę dla Giga napociłem się na zjeździe, ale nie zszedłem z roweru.
Po jednym ze zjazdów spryskałem łańcuch Brunoxem, bo zaczął mi zaciągać.
Drugi podjazd na Łopatę był dla mnie o jednym za dużo, WOjtek mi odjechał już definitywnie, ja przepychałem, nogi spuchły i od tego momentu było tylko coraz gorzej.
Na 10km do mety zaczęły łapać mnie potężne skurcze całych nóg, musiałem na płaskim zrzucać z blatu by rozluźnić mięśnie.
Tuż przed metą dogonił mnie Wojtek,pogubił trasę, wiec na metę wpadliśmy jeden po drugim:)
czas 4:38
miejsce open 29, 19m2
Patrząc po wynikach mogłem liczyć na miejsce w okolicach 20-22 open.. No ale kiedyś musi w sezonie być okres gorszych wyników, teraz jeszcze przecierpieć Głuszycę i może będzie lepiej.