Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody Maraton

Dystans całkowity:2767.00 km (w terenie 2555.00 km; 92.34%)
Czas w ruchu:132:07
Średnia prędkość:20.94 km/h
Maksymalna prędkość:72.00 km/h
Suma podjazdów:26600 m
Maks. tętno maksymalne:193 (98 %)
Maks. tętno średnie:169 (86 %)
Suma kalorii:83500 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:79.06 km i 3h 46m
Więcej statystyk

Powerade Istebna Giga

Sobota, 24 września 2011 · Komentarze(5)
Finał Powerade Suzuki MTBmarathon Istebna
Całą trasę jechałem z Wojtkiem. Duże tempo od startu, praktycznie przez godzinę każdy podjazd na maksa. Ochodzita na wysokiej kadencji, nie zrobiła takiego wrażenia jak rok temu, wtedy umierałem. Ogólnie trasa w Istebnej ciężka fizycznie, bo dużo stromych podjazdów które na 2 tarczach z przodu dają w kość. Nie lubię jednak tej trasy, za dużo asfaltów i cywilizacji.
Na około 50km doszedł nas Borycki i tak już we 3 jechaliśmy do końca. Momentami odstawałem na podjeździe na pętli giga, zjazdy szły dobrze. Ten po korzeniach przed metą zjechałem dwukrotnie bez podparcia.
Na 500m przed metą złamałem sztycę KCNC, jakoś podbiło mi koło, ja dobiłem tyłkiem i klops. Schowałem ją pod pazuchę i do mety.
Pierwszy zjazd:

Sztyca z siodełkiem pod pazuchą:


10 open, 4 M2

Generalka 2011:
4 M2
teraz zasłużony odpoczynek, koniec sezonu w tym roku robię wcześniej

Michałki Wieleń Giga

Sobota, 17 września 2011 · Komentarze(7)
Kategoria Zawody Maraton
Maratonu w Wieleniu w tym roku nie miałem w planach, ale siła tradycji (to już mój 3 start).
Rano niezbyt się czułem, mało spania i niezbyt mądre imprezowanie dzień wcześniej.
Na miejscu byliśmy z Michałem Górniakiem o 9. Numerki mieliśmy już odebrane. Przygotowywanie się zajęło mi dużo czasu. W okolice sektora dostałem się na 10minut przed startem, wbiłem się brzydko od boku. A w sektorze sama śmietanka, Oskar, Seba Swat, Chmiel,. Kołodziejczyk, Pio_trek i kuzyn Mike z tej "słynnej rodziny" jak mawia red. Kurek, obecny z majkiem w ręku.
Start jak zwykle po asfalcie, zdziwiłem się że tyle osób pchało się na czoło peletonu. Po wjeździe w las głównym celem było trzymanie się czuba, tętno 180, straszny zakwas. I tak przez 45minut, tempo nadawała czołówka jadąca na mega, na jednym z piaskowych podbiegów Seba Swat się wywrócił, ja za nim i sam czub nam uciekł. Zdecydowaliśmy się ich nie gonić, przewagę już mieliśmy bezpieczną, a jednak 80km było przed nami. Tempo na mega jest zabójcze, nie wiem czy bym dał radę się tak ścigać.
Wjazd na pętlę giga już spokojnie, we dwóch. Głównie to Seba prowadził, nawet czekał po podjazdach których na Giga nie brakowało. Na dwóch to nawet trzeba pchać rower bo za stromo. Kolejne 2.5godziny to monotonna jazda, jedno zabłądzenie, straciliśmy ze 4 minuty na tym, sikanie itd itp. Dobrze że znałem trasę bo w paru miejscach były wątpliwości. Fajnie, że jechaliśmy we 2 bo można sobie chociaż pogadać. Ostatnie 10km były ciężkie, mimo że nie jechaliśmy na maksa to już nogi były bardzo zmęczone. Płaskie maratony są trudne, nogi nie mają kiedy odpocząć, ścigając się ciągle w górach nie jestem do tego przyzwyczajony.
Ostatecznie na metę wjechaliśmy zgodnie z planem, Seba 1 a ja z 1sekundową stratą.
Poprawiłem swój zeszłoroczny czas o 19minut!

Międzygórze Powerade MtbMarathon Giga

Sobota, 10 września 2011 · Komentarze(4)
Nocleg w pokoju o tzw niskim standardzie pensjonatu Gigant w Międzygórzu. Trzeba im przyznać, standard niski ale cena światowa;) Ale za to do sektora startowego miałem 200metrów od wyjścia z pokoju.

W sektorze same gwiazdy, Bogdan, Janowski Jajonek Seba Swat z ortezą na kostce. Humory dopisują. Pogoda dobra, bez deszczu, 16*C i wychodzi słońce. Start o 10, na początku powoli, tętno 170, potem szybciej, 180, w końcu puszczam czołówkę, nie ma sensu się spalać, i tak jadę dużo powyżej progu.
Jedziemy z Cesarzem, Jurkowlańcem,Glonem, Werdą i Doktorem. Po paru minutach Cesarz się odrywa, Doktor mu łapie koło. Jadę z resztą, staram się cały czas prowadzić i gonić Cesarza, ale skubaniec narzucił szaleńcze tempo jak na pierwszą godzinę jazdy. Doktor się zatrzymał, chyba kapcia złapał, no i jak zwykle się wycofał... Szybkie zjazdy, pod 60km/h. Przez pierwszą godzinę tętno na podjazdach nie spada poniżej 170. Gdy zaczyna się podjazd pod Śnieżnik jadę już tylko z Jurkowlańcem i Tomkiem z Jamy Wałbrzych.
Gdzieś w połowie widzę daleko Cesarza, ale już nie da rady go złapać.
Na górze przy schronisku mgła i chłodniej.
Na zjazd czerwonym wjeżdżam jako pierwszy, trenowałem go miesiąc temu. Wiem czego się spodziewać, jednak zaskakuję sam siebie i zjeżdżam wszystko w 100%, jedno miejsce którego nie dałem rady na treningu, a na zawodach okazało się do zjechania,zadziałała adrenalina i do tego widziałem ślady kół.
Pod koniec widzę Sebę, kapcia miał i się zbiera do jazdy. Dogonił mnie na kolejnym podjeździe, szedł jak burza, nawet mu koła nie złapałem.
Wjazd na pętlę giga, ładowanie bananów i Powerada do bidonu. Tam dużo szybkich i bardzo szybkich szerokich dróg, "grabkowych". Prędkość dochodząca do 65km/h, lekki strach w oczach.
Przy Jaskini Niedźwiedziej dogonił mnie Borycki, całe szczęscie bo tempo mi zaczęło słabnąć. Na bufecie nie mieli żeli wiec nażarłem się bananów, za dużo. Borycki swoim tempem jazdy mnie trochę obudził, chwyciłem mu koło, tętno ze 158 skoczyło na 165, złapała mnie kolka, ale jakoś się utrzymałem.
Wróciliśmy na trasę główną, mega i giga razem, dużo wyprzedzania. Do mety to właściwie wszystko z blatu, szybko i mokro. Reszta trasy była sucha za sprawą nawierzchni szutrowej.
Ostatni podjazd przed metą, odskoczyłem Boryckiemu i już do mety samemu. Niestety dużo straciłem minut, do Cesarczyka i Swata 7 minut, a do Janowskiego 25...
Okolice Czarnej Góry, parę km do mety, Borycki i Ja.

Ostanie minuty.


1 1 M2 4 BARTOSZ JANOWSKI 1985 Dobre Sklepy Rowerowe - Author 03:46:27.7 01:52:31(1) 02:59:20(1) 00:00:00
2 1 M3 3010 BOGDAN CZARNOTA 1975 KROSS RACING TEAM 03:47:52.7 01:52:31(2) 02:59:21(2) 00:01:25
3 2 M3 3 Tomasz Jajonek 1978 Dobre Sklepy Rowerowe - Author 04:03:25.8 01:59:55(3) 03:09:12(3) 00:16:58
4 2 M2 1119 Sebastian Swat 1990 SWAT Team 04:05:21.1 02:03:07(5) 03:12:21(4) 00:18:53
5 3 M2 1125 Michał Cesarczyk 1983 Sudety MTB Challenge 04:05:43.6 02:01:54(4) 03:13:30(5) 00:19:15
6 4 M2 96 Zbigniew Wiktor 1988 NORTHTEC-BIKE TEAM 04:13:27.4 02:04:26(6) 03:19:36(6) 00:26:59
7 3 M3 199 Mirosław Borycki 1976 TWOMARK Specialized 04:13:45.9 02:07:28(8) 03:20:12(7) 00:27:18
8 5 M2 1594 Mikołaj Jurkowlaniec 1990 Wrocław 04:16:07.8 02:05:48(7) 03:21:13(9) 00:29:40
9 6 M2 3592 TOMASZ MACH 1989 KKW JAMA WAŁBRZYCH 04:17:24.1 02:09:13(10) 03:21:12(8) 00:30:56
10 4 M3 3092 Michał Wojciechowski 1979 HP Cycling Team 04:19:49.2 02:08:11(9) 03:23:02(11) 00:33:21

Poprawiłem się o 20 minut w stosunku do czerwca zeszłego roku, (trasa była taka sama).

Kupiłem też w rowerownia.com u Asi i Maksa smar do łańcucha. Wkurzał mnie ostatnio zaciągający łańcuch w błocie. Naczytałem się o smarze ProGold, podobno uelastycznia łańcuch, itd itp. LINK
Okazuje się że nie wiem jakim cudem ale to działa, łańcuch po 50km w Międzygórzu zaczął szumieć, ale nie zakleszczyłem go ani razu, mimo błota które było pod koniec. Polecam!

Powerade Kraków Giga

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Fajny maraton mimo że było dużo płaskiego, czyli tego czego nie lubię. DO tego zaciągał łańcuch wiec wszystko musiałem podjeżdżać z blatu, a czego nie dałem rady to podbiegałem. Zapomniałem zabrać ze sobą na trasę smaru.
Większość trasy jechałem z Boryckim, odjechałem mu na długim podjeździe na Giga, ale na 10km przed metą dogonił mnie Cesarczyk, skubaniec na ostatnim podjeździe mi uciekł, ale już niestety nogi miałem słabe. Wynik dobry, 8 open, 5 M2 21minut straty do Janowskiego.

Złota Wstęga Maraton

Niedziela, 21 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Po zawodach XC, czas na maraton. Wieczorne lądowanie się węglowodanami w postaci dobrych czeskich piw i makaronu.
Rano nie czułem się dobrze, nogi bolały, zakwas straszny. Start o 11, duże słońce i ciepło, ale niestety mało startujących, około 70.
Po starcie tempo średnie, po chwili wzrosło i na pierwszym podjeździe KTM Racing Team odjechał wszystkim. Ja jechałem swoje, po 10km doszła mnie 3 os grupa którą jechaliśmy z 15km, było ciężko, bo młode chłopaki dobre tempo nadawały pod górę, a mnie uda paliły, byłem bliski odpuszczenia koła, przetrzymałem jakoś do zjazdu z Jawornika i potem już było lepiej.
2 rundę zaczynałem na pierwszej pozycji z grupki, z daleka z przodu widziałem chłopaka z Ramirentu, myślałem że go złapię, nie dałem jednak rady. Druga runda była łatwiejsza, bo juz wiedziałem gdzie i kiedy będą podjazdy i zjazdy, rozłożyłem lepiej siły. Na metę wpadłem samotnie, okazało się że 45sekund za zwycięzcą, chłopak z Ramirentu (Wiktor Kaczmarek). Ku mojemu zdziwieniu cały KTM zjechał na mini, wiec byłem na 2 miejscu open, ale patrząc z boku nie jest to dobre miejsce, obstawa nie była za dobra,a Hebisz się wycofał.
Po zawodach zimna Holba Serak i zgon.

Powerade Suzuki Głuszyca Giga

Niedziela, 31 lipca 2011 · Komentarze(2)
W końcu przyszedł długo wyczekiwany termin, koniec lipca czyli Głuszyca, mój trzeci start ever.
Przyjazd po 15 w sobotę, a od 16 w Głuszycy się rozpadało. Padało chyba do nocy. Rano już tylko lekko mżyło by potem przestać, nad górami mgła i zimno, poniżej 15*C.
Rano pobudka o 7, makaron z dżemorem i zagęszczonym mlekiem z Gostynia. Duża dawka energii.
Standardowo przed startem BCAA i AAGK, banan.
Start z pierwszego sektora, spokojny nikt nie rwał, dobra rozgrzewka. Wjazd w na szuter, Janowski odjeżdża, potem za nim Aleks, Seba Swat za nim Jajonek i ja na 5 miejscu. Pierwszy podjazd naprawdę stromy, wyprzedza mnie Gil i jakiś z Jamy Wałbrzych. Puścił mnie na pierwszym zjeździe, okolice Jeleńca Małego.
Czyli jadę 6 open, tętno stabilne 170 i brak oznak słabości, którą miałem tydzień wcześniej w Jeleniej Górze.
Pierwszy zjazd pokazał że nie będzie to łatwy maraton, każdy zjazd to walka o przyczepność opon. Właściwie czasem zdarzało się że rower szedł bokiem, robił swoje, ja swoje i jakoś to było.
Pierwszy żel po 45 minutach, niestety 100g Maxim jest odkręcany, wiec należy go jeszcze zakręcić..
Trochę doskwierał mi brak młynka, za twardo niektóre podjazdy musiałem robić. Doszło do tego że niektóre podjazdy które rok temu podjechałem w tym roku podchodziłem.
Kolejny raz przydał się Brunox w sprayu, chyba z 5 razy łańcuch pryskałem, nie miałem przez to problemu zaciągania.
Na 30 km wypadł mi bidon, niestety pełny. Zostałem z resztką TORQa w drugim bidonie. Po około 20minutach na szczęście wyprosiłem bidon od pary czekającej na innego zawodnika, oddałem pusty, dostałem pełny.
Po 2h jazdy miałem około14 minut straty do Janowskiego jak się dowiedziałem na bufecie. Potem doszedł mnie Borycki na technicznym podjeździe. Do Głuszycy wjechałem uzupełnić bidon i umyli też kasetę. Nasmarowałem łańcuch a Golonko powiedział, że jestem 6 open, zdziwiłem się gdzie wcięło Boryckiego. Okazało się ze zjechał na stadion, zabrał Karchera i umył rower! Dobry pomysł.

Po chwili widzę Adamuso! Miał defekt, poratował mnie żelami, 2 Endurosnacki i batonik. WIELKIE DZIĘKI!!!!
Dzięki tej dawce energii byłem w stanie dojechać do mety, bo moje 3 Maximy skazywały mnie na jedzenie dużej ilości bananów, a tak to zjadłem tylko parę kawałków.

Przed metą mini doszedł mnie Cesarz, usiadłem na koło i od razu tempo wzrosło. Szedł bardzo mocno. Niestety zaciągał mu łańcuch. Odjechałem dalej samemu. Dogonił mnie przed Sierpnicą, odjechał na zjeździe. Podjazd za stokiem podjechałem w ¾, reszta z buta, za mało bieżnika na tylnej oponie. Minął mnie Zielonka z Naftokoru.
Podjazd pod schronisko Orzeł szedł dobrze, dużo na stojąco, Cesarczyk znów się zatrzymywał z powodu łańcucha. Jakoś nam szło, jedynie wody brakło w bidonach.
Podjazd z Koziego siodła potem po kamieniach na Wielką Sowę to było wyzwanie, widziałem gdzies z tyłu Boryckiego, wiec nie było oszczędzania. Strasznie mnie wytrzęsło i zmoczyło bo jechało się ścieżką-rzeką, która była usiana kamieniami wielkości pięści.
Zjazd z Sowy w tym roku chyba nie za dobrze mi poszedł, jechałem po lewej singlem, zamiast centralnie, przedobrzyłem i prawie zgubiłem przez to szlak, dojechał do mnie Borycki, długo jechaliśmy razem. Zjadłem ostatniego Endurosnaka od Adamuso, popiłem ostatnim łykiem Powerada i heja w dół z Małej Sowy na wariata. Nie utrzymałem koła Boryckiemu, złapałem go dopiero na podjeździe w trawie, który w zeszłym roku podjechałem w całości, gdy było sucho.
Tak się cały czas cięliśmy, ja trochę szybciej biegłem i na ostatnim bufecie maiłem zapas jakiś 20 sekund, łyknąłem z kubka i wrzuciłem wszystko co miałem by jak najwięcej zyskać przed ostatnim zjazdem.
Przez to po 5h20minutach złapał mnie duży skurcz łydki i uda. Jakoś go rozjechałem, zaczął się ostatni trudny zjazd, poszedłem bez hamulców, gdyby nie adrenalina bym na pewno go schodził, był za niebezpieczny. Otarłem się barkiem o drzewo, jechałem na przednim kole itd, itp.
Potem łąka, odwróciłem się i nikogo za mną. Na 300metrów przed metą napęd zaczął już kompletnie żyć swoim życiem, zupełnie nie reagowała tylna przerzutka na ruchy manetką, ale ostatecznie dowlokłem się do mety, z bezpieczną przewagą, totalnie ujechany ale zadowolony.

7 open,
5 M2
5h35m
91km

Dziś, 24h po, bolą mnie wszystkie mięśnie, nogi, ręce plecy. Głuszyca AD 2011 znów okazała się być najcięższym GIGA w sezonie. Fizycznie jak i technicznie.

Bestof sportograf:


Zdjęcia JPbika:

MP Jelenia Góra Eska BM Giga

Sobota, 23 lipca 2011 · Komentarze(1)
Mistrzostwa Polski w Maratonie MTB
Krótko:
Poszło raczej źle. Już piątkowa jazda na maraton dała nam w kość, nie często zdarza się lądować autem w rowie... Cóż, błąd ludzki naszego kierownika, całe szczęście że rowery wyszły bez szwanku z tego wydarzenia. My również. Zabraliśmy się w drugim samochodzie do Jeleniej Góry, przyjazd niestety po północy, co spowodowało że nie było mi dane zjeść najważniejszego posiłku jakim jest kolacja...
Rano wszystko na szybko, o 10.50 ustawienie w końcu 1 sektora, tłok jak na bazarze.
Start ostry z rynku. Nerwówka, wszyscy chcą się przebić do przodu. Ja sie oszczędzałem, z moją 660mm kierownicą wolę nie pchać się za bardzo. Po ponad 25 minutach na tętnie 175-185 wjechaliśmy w szuter, potem podjazdy.
Dogoniłem Wojtka, siadł mi na koło i jechaliśmy razem. Po jakiś 40minutach miałem kryzys, jeden z pierwszych. Było niby płasko ale z blatu nie dawałem rady.
Potem mityczna Łopata, mam bardzo niefortunne zestawienie biegów na takie maraony, przełożenie 28:34 nie ułatwia wspinaczki na strome i długie podjazdy. Będać na końcu podjazdu na Łopatę byłem strasznie zakwaszony,kadencja 50rpm/min nie jest dobra na tak długi podjazd. Wojtek radził sobie świetnie.
Całe pierwsze kółko razem przejechaliśmy, odjeżdżał mi na podjazdach, na łączniku na drugą pętlę dla Giga napociłem się na zjeździe, ale nie zszedłem z roweru.
Po jednym ze zjazdów spryskałem łańcuch Brunoxem, bo zaczął mi zaciągać.
Drugi podjazd na Łopatę był dla mnie o jednym za dużo, WOjtek mi odjechał już definitywnie, ja przepychałem, nogi spuchły i od tego momentu było tylko coraz gorzej.
Na 10km do mety zaczęły łapać mnie potężne skurcze całych nóg, musiałem na płaskim zrzucać z blatu by rozluźnić mięśnie.
Tuż przed metą dogonił mnie Wojtek,pogubił trasę, wiec na metę wpadliśmy jeden po drugim:)
czas 4:38
miejsce open 29, 19m2
Patrząc po wynikach mogłem liczyć na miejsce w okolicach 20-22 open.. No ale kiedyś musi w sezonie być okres gorszych wyników, teraz jeszcze przecierpieć Głuszycę i może będzie lepiej.

Ustroń Powerade Giga,

Niedziela, 10 lipca 2011 · Komentarze(3)
Klęska:
Dzień upalny, na starcie Adrian Brzózka, Janowski, Swat, Ebertowski, Halejak, Karel Hartl, czyli dobra stawka .
Po starcie długi podjazd, najpierw asfaltem potem już szuter. Tętno wysokie 175 ale jechałem równo. Po 40 minutach byłem w okolicach 7miejsca.
Ustroń ma to do siebie że występuje duża liczba ostrych i dużych kamieni Nie wiedziałem o tym...
Na szybkim zjeździe przesadziłem z hamowaniem, przez co urwałem klocek z bieznika z tylnej Saguaro.
Mleczko nie dało rady, nabój CO2 też nie. Zostałem z dętką w ręce i bez pompki.
Na szczescie Hiniol z Herbapolu się zatrzymał, pełen podziw! Poczatek maratonu to każdy stara się jechać na maxa.
Po 6 minutach wskoczyłem znów na rower. Zacząłem nadrabiać, temperatura była bardzo wysoka, na szczescie Kasia Mariak czekała na trasie z bidonem dla mnie. W tamptym miejscu byłem już 15, czyli odrobiłem z ponad 20 miejsc. Po ponad godzinie dojechałem do Cesarczyka, Zacharskiego i ekipy z którą zwykle jeźdzę. Byłem w gazie, ciągle goniąc wiec nie zwalniałem, tylko pojechałem swoje, nikt nie wsiadł na koło. Czułem mega moc!
Niestety na zjeździe, chyba z Kotarza dobiłem tył z dętką. Pies pogrzebany...
Po 2 minutach doszli mnie, niestety nikt nie miał nadmiaru dętek.
Zacząłem schodzić, chyba po jakiś 10minutach zbawiciel z Herbapolu sie zatrzymał i ppratował dętką i pompką! Zmieniłem, wskoczyłem na rower i powiedziałem sobie że muszę dokończyć ten maraton!
Tym razem nie było łatwo gonić.. Utknąłem na singletracku za Gulczyńską, potem bufet, przy 34*C nic dziwnego że wszyscy się zatrzymywali. Oddałem pompkę.
Jechałem sobie dalej, najedzony i napity, pod górę dobrze szło, niestety na zjeździe tak jak sobie obiecałem nie hamować tak też zrobiłem. Tej prędkości po kamlotach nie wytrzymała przednia opona, strzeliła, mleko wytrysnęło, po 2s nie małem już jak jechać, z prędkości ponad 40 do 0 wyhamowałem używając krzaków i gałęzi.
Kolejne błagania o pompkę i dętkę. Dętkę dostałem od jednego chłopaka, a popkę od endurowca jadącego z kumplem.
Zmieniłem, nabiłem przód chyba do 3atmosfer i pojechałem. Długo się nie cieszyłem... Kolejny kapeć z tyłu, klasyczne dobicie. Spieszyłem się pompując poprzednio i za mało wbiłem.
Teraz już się poddałem, zacząłem schodzić. Spotkałem kompana niedoli, też kapeć.
Użyłem swoich łatek i pompki tym razem od Pertka.
Postanowiliśmy wrócić na metę asfaltami. Jakieś 5km przed Ustroniem zeszło mi powietrze, na szczęście jacyś ludzie z rowerami na dachu się zatrzymali, poratowali dętką. Chwała im za to!
Czyli ogólnie 4 dętki.

Pierwsze DNF na Poweradzie w życiu.
Hipotetycznie gdybym nie łapał kapci, 6-7 open było w zasięgu, bo Cesarczyk którego mijałem na podjeździe tak przyjechał.
No nic, nauczka jest. Od dziś mam z tyłu Geax Saguaro TNT niecałe 700g:D

ALe to też nie gwarantuje sukcesu, wielu ludzi porozcinało grube opony TUBELESS, istna loteria.
Rower przekształcam w maszynę do ścigania w maratonach po górach, czyli waga nie gra aż takiej roli jak niezawodość. W końcu generalkę chcę zrobić.

MTB Obiszów

Niedziela, 26 czerwca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Zawody Maraton
Świetny maraton. Ostro po starcie. Do zrobienia 3 rundy po 28km. Pierwszą jechałem z Wojtkiem, Kowalczykiem, Kawalcem i Banachem. Pod koniec zostałem tylko z Banachem, strasznie rwał, jakis dziki był. Po jednym z ataków Wojtek został, Kowalczyk również. Banach urwał mnie dopiero na najbardziej stromym podjeździe. Potem 2 okrażenie samemu jechałem.
Wynik super, 7 open, 11 minut straty do 1 Hebisza i 10 do Kaisera 'Fatera'.
Trasa naprawdę świetna, jedynie nie było bananów na bufetach, na szczęście nie umarłem z głodu, dostałem żela na 2 okrążeniu, jakoś się dokulałem.
No i nagrody fajne!

Karpacz - Powerade Suzuki MTB Marathon - GIGA

Niedziela, 12 czerwca 2011 · Komentarze(5)
Długo oczekiwane zawody w Karpaczu. Znów podróż z Gekonem i z bracholem.
Rano po obudzeniu za oknem lał deszcz, wiec nastroje siadły. Jednak przed startem się wypogodziło. Zapomniałem opaski od pulsometru, wiec jechałem na czuja, czyli ciągle na maksa:D
Start z pierwszego sektora, Kaiser, Jajonek, Alex Cesarczyk i paru innych w czołówce. Zaczęliśmy powoli, bez spalania. Dobra rozgrzewka, w połowie podjazdu tempo wzrosło. Czas podjazdu do góry to około 12-13 minut, kolejność: Kaiser, Alex, Jajonek, Cesarczyk, ktoś z 2x3, Krzywy Doktor i ja. Pierwsza 3 miała niecałą minute przewagi po pierwszych zjazdach. Starałem się za wszelką cenę trzymać koło Cesarczykowi. Jechaliśmy we 2 przez kilkanaście kilometrów, z tym że on na zjazdach odjeżdżał mi na pół minuty, na podjazdach go doganiałem. Zjazd czerwonym szlakiem, bardzo trudny, Cesarz po prostu przefrunął nad wszystkimi kamlotami. Kaiser stał z boku, miał glebę.

Zjazd czerwonym, Krzywy się zląkł:)


Na 30km Wera Rybarczyk podała mi bidon, super sprawa, miałem 1:50straty do Alexa.
Kasier dogonił nas po jakiś 30minutach, nie dało rady mu nawet na koło wskoczyć... Mi strzeliła szprycha, musiałem się zatrzymać na podjeździe i ją zawinąć wokół innych, wtedy cesarczyk już definitywnie odjechał. Widziałem go potem na Petrovce, ale już na odległość 1 minuty. Alex jak się okazało przed podjazdem na Petrovke miał nade mną 5 minut przewagi tylko! Po 1:45h jazdy...
Petrovka to najtrudniejszy podjazd jaki w życiu jechałem, coś pamiętałem z 2009 roku z festiwalu rowerowego w szklarskiej, ale mimo wszystko było ciężko. Całość zajęła mi 25minut. Mam za twarde przełożenia,za mocno zakwasiłem mięśnie. Ale podjechałem całą w 100%! Na górze 10*C, niżej około 15*C.
Potem długi zjazd z przeskakiwaniem progów odwadniających, było zimno. Następnie niesamowity zjazd przy Szklarskiej Porębie, nie za stromo ale dużo głazów i jazdy na pograniczu trialu. Ciągle brakuje mi techniki..
Na bufetach tylko dla gigowców, jak zwykle były żele, wiec zabrałem 2x2 40g Maxima. Sam miałem 3x100g Maxima z guaraną.
Na przed ostatnim bufetem miałem do Alexa 15minut straty a do Cesarczyka 8minut..
Chomontową podjechałem w 22minuty, przed podjazdem wciągnąłem resztkę Maxima z guaraną, jakieś 50g, dostałem kopa, od połowy podjazdu ciągle utrzymywałem 12km/h.
Zaczął padać deszczyk, zrobiło się zimno poniżej 10*C. Zjazd zielonym, mijam Hałajczakową i wielu innych megowców. Na 4km do mety dojechał mnie Szymon Sikora z Sikorskiego. Liczyłem na spokojną jazdę do mety, tym bardziej że już powoli skurcze czułem. Cały maraton wiedziałem, że jadę 5 open i 3 w M2. A tu nagle szok, trzeba iść na całość do mety. Zaczęliśmy się ciąć na wariata na zjeździe, nie za mądre to było, bo ledwo uszło bez gleby. On był mądrzejszy i wcześniej odpuścił zjazd.
Na jednym z ostatnich asfaltowych podjazdów zaciągnąłem z blatu, na stojąco i go urwałem. Nie odpuszczałem do końca, zjechałem ostatnie agrafki, na metę wpadłem krańcowo zmęczony. Z powodu przejedzenia, przepicia i za ostrej końcówki porzygałem po zatrzymaniu:) Lepiej poczułem się dopiero po godzinie, w pensjonacie, po kąpieli leżąc z nogami na suficie.
W ciągu maratonu wypiłem 4 bidony i do tego 4 kubeczki,czyli niecałe 3L. Zjadłem łącznie aż 450g żeli Maxima. Chyba przesadziłem.. Ale czuć efekt guarany, szczególnie pod koniec jazdy. \
Jak tak sobie patrzę na międzyczasy, to nie wiem jak to się stało że Cesarczyk wbił mi 15minut, gdy połowę dystansu miałem go na max 2 minuty. Miałem za słabą końcówkę.
Rank # racer year team finisz control1 delay
1 1 M2 1021 Aleksander Dorożała 1985 KROSS RACING TEAM 04:11:36 01:12:27(1) 00:00:00
2 1 M3 2 Andrzej Kaiser 1973 CORRATEC TEAM 04:11:52 01:13:54(3) 00:00:16
3 2 M3 3 Tomasz Jajonek 1978 DSR – Author 04:20:14 01:13:12(2) 00:08:38
4 2 M2 1125 Michał Cesarczyk 1983 Sudety MTB Challenge 04:22:46 01:14:38(4) 00:11:10
5 3 M2 96 Zbigniew Wiktor 1988 NORTHTEC-BIKE TEAM 04:37:49 01:15:32(5) 00:26:13
6 4 M2 942 Szymon Sikora 1985 SIKORSKI bikeBoard TEAM 04:39:17 01:18:27(6) 00:27:41
7 3 M3 369 Jacek Gil 1978 Gomola Trans Airco 04:45:48 01:19:47(12) 00:34:12
8 5 M2 1594 Mikołaj Jurkowlaniec 1990 Wrocław 04:45:48 01:18:40(10) 00:34:12
9 4 M3 3299 Szymon Zacharski 1972 Bikershop Honda Team 04:46:26 01:20:04(13) 00:34:50
10 5 M3 199 Mirosław Borycki 1976 TWOMARK Specialized 04:47:36 01:21:26(15) 00:36:00

Wojtek znów wygrał mega w M1, 17 open, rewelacja.
wyniki