Wpisy archiwalne w kategorii

Powerade MTB marathon

Dystans całkowity:745.00 km (w terenie 650.00 km; 87.25%)
Czas w ruchu:38:02
Średnia prędkość:19.59 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:15600 m
Maks. tętno maksymalne:189 (96 %)
Maks. tętno średnie:160 (81 %)
Suma kalorii:19100 kcal
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:82.78 km i 4h 13m
Więcej statystyk

Powerade Istebna Giga

Sobota, 24 września 2011 · Komentarze(5)
Finał Powerade Suzuki MTBmarathon Istebna
Całą trasę jechałem z Wojtkiem. Duże tempo od startu, praktycznie przez godzinę każdy podjazd na maksa. Ochodzita na wysokiej kadencji, nie zrobiła takiego wrażenia jak rok temu, wtedy umierałem. Ogólnie trasa w Istebnej ciężka fizycznie, bo dużo stromych podjazdów które na 2 tarczach z przodu dają w kość. Nie lubię jednak tej trasy, za dużo asfaltów i cywilizacji.
Na około 50km doszedł nas Borycki i tak już we 3 jechaliśmy do końca. Momentami odstawałem na podjeździe na pętli giga, zjazdy szły dobrze. Ten po korzeniach przed metą zjechałem dwukrotnie bez podparcia.
Na 500m przed metą złamałem sztycę KCNC, jakoś podbiło mi koło, ja dobiłem tyłkiem i klops. Schowałem ją pod pazuchę i do mety.
Pierwszy zjazd:

Sztyca z siodełkiem pod pazuchą:


10 open, 4 M2

Generalka 2011:
4 M2
teraz zasłużony odpoczynek, koniec sezonu w tym roku robię wcześniej

Międzygórze Powerade MtbMarathon Giga

Sobota, 10 września 2011 · Komentarze(4)
Nocleg w pokoju o tzw niskim standardzie pensjonatu Gigant w Międzygórzu. Trzeba im przyznać, standard niski ale cena światowa;) Ale za to do sektora startowego miałem 200metrów od wyjścia z pokoju.

W sektorze same gwiazdy, Bogdan, Janowski Jajonek Seba Swat z ortezą na kostce. Humory dopisują. Pogoda dobra, bez deszczu, 16*C i wychodzi słońce. Start o 10, na początku powoli, tętno 170, potem szybciej, 180, w końcu puszczam czołówkę, nie ma sensu się spalać, i tak jadę dużo powyżej progu.
Jedziemy z Cesarzem, Jurkowlańcem,Glonem, Werdą i Doktorem. Po paru minutach Cesarz się odrywa, Doktor mu łapie koło. Jadę z resztą, staram się cały czas prowadzić i gonić Cesarza, ale skubaniec narzucił szaleńcze tempo jak na pierwszą godzinę jazdy. Doktor się zatrzymał, chyba kapcia złapał, no i jak zwykle się wycofał... Szybkie zjazdy, pod 60km/h. Przez pierwszą godzinę tętno na podjazdach nie spada poniżej 170. Gdy zaczyna się podjazd pod Śnieżnik jadę już tylko z Jurkowlańcem i Tomkiem z Jamy Wałbrzych.
Gdzieś w połowie widzę daleko Cesarza, ale już nie da rady go złapać.
Na górze przy schronisku mgła i chłodniej.
Na zjazd czerwonym wjeżdżam jako pierwszy, trenowałem go miesiąc temu. Wiem czego się spodziewać, jednak zaskakuję sam siebie i zjeżdżam wszystko w 100%, jedno miejsce którego nie dałem rady na treningu, a na zawodach okazało się do zjechania,zadziałała adrenalina i do tego widziałem ślady kół.
Pod koniec widzę Sebę, kapcia miał i się zbiera do jazdy. Dogonił mnie na kolejnym podjeździe, szedł jak burza, nawet mu koła nie złapałem.
Wjazd na pętlę giga, ładowanie bananów i Powerada do bidonu. Tam dużo szybkich i bardzo szybkich szerokich dróg, "grabkowych". Prędkość dochodząca do 65km/h, lekki strach w oczach.
Przy Jaskini Niedźwiedziej dogonił mnie Borycki, całe szczęscie bo tempo mi zaczęło słabnąć. Na bufecie nie mieli żeli wiec nażarłem się bananów, za dużo. Borycki swoim tempem jazdy mnie trochę obudził, chwyciłem mu koło, tętno ze 158 skoczyło na 165, złapała mnie kolka, ale jakoś się utrzymałem.
Wróciliśmy na trasę główną, mega i giga razem, dużo wyprzedzania. Do mety to właściwie wszystko z blatu, szybko i mokro. Reszta trasy była sucha za sprawą nawierzchni szutrowej.
Ostatni podjazd przed metą, odskoczyłem Boryckiemu i już do mety samemu. Niestety dużo straciłem minut, do Cesarczyka i Swata 7 minut, a do Janowskiego 25...
Okolice Czarnej Góry, parę km do mety, Borycki i Ja.

Ostanie minuty.


1 1 M2 4 BARTOSZ JANOWSKI 1985 Dobre Sklepy Rowerowe - Author 03:46:27.7 01:52:31(1) 02:59:20(1) 00:00:00
2 1 M3 3010 BOGDAN CZARNOTA 1975 KROSS RACING TEAM 03:47:52.7 01:52:31(2) 02:59:21(2) 00:01:25
3 2 M3 3 Tomasz Jajonek 1978 Dobre Sklepy Rowerowe - Author 04:03:25.8 01:59:55(3) 03:09:12(3) 00:16:58
4 2 M2 1119 Sebastian Swat 1990 SWAT Team 04:05:21.1 02:03:07(5) 03:12:21(4) 00:18:53
5 3 M2 1125 Michał Cesarczyk 1983 Sudety MTB Challenge 04:05:43.6 02:01:54(4) 03:13:30(5) 00:19:15
6 4 M2 96 Zbigniew Wiktor 1988 NORTHTEC-BIKE TEAM 04:13:27.4 02:04:26(6) 03:19:36(6) 00:26:59
7 3 M3 199 Mirosław Borycki 1976 TWOMARK Specialized 04:13:45.9 02:07:28(8) 03:20:12(7) 00:27:18
8 5 M2 1594 Mikołaj Jurkowlaniec 1990 Wrocław 04:16:07.8 02:05:48(7) 03:21:13(9) 00:29:40
9 6 M2 3592 TOMASZ MACH 1989 KKW JAMA WAŁBRZYCH 04:17:24.1 02:09:13(10) 03:21:12(8) 00:30:56
10 4 M3 3092 Michał Wojciechowski 1979 HP Cycling Team 04:19:49.2 02:08:11(9) 03:23:02(11) 00:33:21

Poprawiłem się o 20 minut w stosunku do czerwca zeszłego roku, (trasa była taka sama).

Kupiłem też w rowerownia.com u Asi i Maksa smar do łańcucha. Wkurzał mnie ostatnio zaciągający łańcuch w błocie. Naczytałem się o smarze ProGold, podobno uelastycznia łańcuch, itd itp. LINK
Okazuje się że nie wiem jakim cudem ale to działa, łańcuch po 50km w Międzygórzu zaczął szumieć, ale nie zakleszczyłem go ani razu, mimo błota które było pod koniec. Polecam!

Powerade Kraków Giga

Niedziela, 28 sierpnia 2011 · Komentarze(0)
Fajny maraton mimo że było dużo płaskiego, czyli tego czego nie lubię. DO tego zaciągał łańcuch wiec wszystko musiałem podjeżdżać z blatu, a czego nie dałem rady to podbiegałem. Zapomniałem zabrać ze sobą na trasę smaru.
Większość trasy jechałem z Boryckim, odjechałem mu na długim podjeździe na Giga, ale na 10km przed metą dogonił mnie Cesarczyk, skubaniec na ostatnim podjeździe mi uciekł, ale już niestety nogi miałem słabe. Wynik dobry, 8 open, 5 M2 21minut straty do Janowskiego.

Powerade Suzuki Głuszyca Giga

Niedziela, 31 lipca 2011 · Komentarze(2)
W końcu przyszedł długo wyczekiwany termin, koniec lipca czyli Głuszyca, mój trzeci start ever.
Przyjazd po 15 w sobotę, a od 16 w Głuszycy się rozpadało. Padało chyba do nocy. Rano już tylko lekko mżyło by potem przestać, nad górami mgła i zimno, poniżej 15*C.
Rano pobudka o 7, makaron z dżemorem i zagęszczonym mlekiem z Gostynia. Duża dawka energii.
Standardowo przed startem BCAA i AAGK, banan.
Start z pierwszego sektora, spokojny nikt nie rwał, dobra rozgrzewka. Wjazd w na szuter, Janowski odjeżdża, potem za nim Aleks, Seba Swat za nim Jajonek i ja na 5 miejscu. Pierwszy podjazd naprawdę stromy, wyprzedza mnie Gil i jakiś z Jamy Wałbrzych. Puścił mnie na pierwszym zjeździe, okolice Jeleńca Małego.
Czyli jadę 6 open, tętno stabilne 170 i brak oznak słabości, którą miałem tydzień wcześniej w Jeleniej Górze.
Pierwszy zjazd pokazał że nie będzie to łatwy maraton, każdy zjazd to walka o przyczepność opon. Właściwie czasem zdarzało się że rower szedł bokiem, robił swoje, ja swoje i jakoś to było.
Pierwszy żel po 45 minutach, niestety 100g Maxim jest odkręcany, wiec należy go jeszcze zakręcić..
Trochę doskwierał mi brak młynka, za twardo niektóre podjazdy musiałem robić. Doszło do tego że niektóre podjazdy które rok temu podjechałem w tym roku podchodziłem.
Kolejny raz przydał się Brunox w sprayu, chyba z 5 razy łańcuch pryskałem, nie miałem przez to problemu zaciągania.
Na 30 km wypadł mi bidon, niestety pełny. Zostałem z resztką TORQa w drugim bidonie. Po około 20minutach na szczęście wyprosiłem bidon od pary czekającej na innego zawodnika, oddałem pusty, dostałem pełny.
Po 2h jazdy miałem około14 minut straty do Janowskiego jak się dowiedziałem na bufecie. Potem doszedł mnie Borycki na technicznym podjeździe. Do Głuszycy wjechałem uzupełnić bidon i umyli też kasetę. Nasmarowałem łańcuch a Golonko powiedział, że jestem 6 open, zdziwiłem się gdzie wcięło Boryckiego. Okazało się ze zjechał na stadion, zabrał Karchera i umył rower! Dobry pomysł.

Po chwili widzę Adamuso! Miał defekt, poratował mnie żelami, 2 Endurosnacki i batonik. WIELKIE DZIĘKI!!!!
Dzięki tej dawce energii byłem w stanie dojechać do mety, bo moje 3 Maximy skazywały mnie na jedzenie dużej ilości bananów, a tak to zjadłem tylko parę kawałków.

Przed metą mini doszedł mnie Cesarz, usiadłem na koło i od razu tempo wzrosło. Szedł bardzo mocno. Niestety zaciągał mu łańcuch. Odjechałem dalej samemu. Dogonił mnie przed Sierpnicą, odjechał na zjeździe. Podjazd za stokiem podjechałem w ¾, reszta z buta, za mało bieżnika na tylnej oponie. Minął mnie Zielonka z Naftokoru.
Podjazd pod schronisko Orzeł szedł dobrze, dużo na stojąco, Cesarczyk znów się zatrzymywał z powodu łańcucha. Jakoś nam szło, jedynie wody brakło w bidonach.
Podjazd z Koziego siodła potem po kamieniach na Wielką Sowę to było wyzwanie, widziałem gdzies z tyłu Boryckiego, wiec nie było oszczędzania. Strasznie mnie wytrzęsło i zmoczyło bo jechało się ścieżką-rzeką, która była usiana kamieniami wielkości pięści.
Zjazd z Sowy w tym roku chyba nie za dobrze mi poszedł, jechałem po lewej singlem, zamiast centralnie, przedobrzyłem i prawie zgubiłem przez to szlak, dojechał do mnie Borycki, długo jechaliśmy razem. Zjadłem ostatniego Endurosnaka od Adamuso, popiłem ostatnim łykiem Powerada i heja w dół z Małej Sowy na wariata. Nie utrzymałem koła Boryckiemu, złapałem go dopiero na podjeździe w trawie, który w zeszłym roku podjechałem w całości, gdy było sucho.
Tak się cały czas cięliśmy, ja trochę szybciej biegłem i na ostatnim bufecie maiłem zapas jakiś 20 sekund, łyknąłem z kubka i wrzuciłem wszystko co miałem by jak najwięcej zyskać przed ostatnim zjazdem.
Przez to po 5h20minutach złapał mnie duży skurcz łydki i uda. Jakoś go rozjechałem, zaczął się ostatni trudny zjazd, poszedłem bez hamulców, gdyby nie adrenalina bym na pewno go schodził, był za niebezpieczny. Otarłem się barkiem o drzewo, jechałem na przednim kole itd, itp.
Potem łąka, odwróciłem się i nikogo za mną. Na 300metrów przed metą napęd zaczął już kompletnie żyć swoim życiem, zupełnie nie reagowała tylna przerzutka na ruchy manetką, ale ostatecznie dowlokłem się do mety, z bezpieczną przewagą, totalnie ujechany ale zadowolony.

7 open,
5 M2
5h35m
91km

Dziś, 24h po, bolą mnie wszystkie mięśnie, nogi, ręce plecy. Głuszyca AD 2011 znów okazała się być najcięższym GIGA w sezonie. Fizycznie jak i technicznie.

Bestof sportograf:


Zdjęcia JPbika:

Ustroń Powerade Giga,

Niedziela, 10 lipca 2011 · Komentarze(3)
Klęska:
Dzień upalny, na starcie Adrian Brzózka, Janowski, Swat, Ebertowski, Halejak, Karel Hartl, czyli dobra stawka .
Po starcie długi podjazd, najpierw asfaltem potem już szuter. Tętno wysokie 175 ale jechałem równo. Po 40 minutach byłem w okolicach 7miejsca.
Ustroń ma to do siebie że występuje duża liczba ostrych i dużych kamieni Nie wiedziałem o tym...
Na szybkim zjeździe przesadziłem z hamowaniem, przez co urwałem klocek z bieznika z tylnej Saguaro.
Mleczko nie dało rady, nabój CO2 też nie. Zostałem z dętką w ręce i bez pompki.
Na szczescie Hiniol z Herbapolu się zatrzymał, pełen podziw! Poczatek maratonu to każdy stara się jechać na maxa.
Po 6 minutach wskoczyłem znów na rower. Zacząłem nadrabiać, temperatura była bardzo wysoka, na szczescie Kasia Mariak czekała na trasie z bidonem dla mnie. W tamptym miejscu byłem już 15, czyli odrobiłem z ponad 20 miejsc. Po ponad godzinie dojechałem do Cesarczyka, Zacharskiego i ekipy z którą zwykle jeźdzę. Byłem w gazie, ciągle goniąc wiec nie zwalniałem, tylko pojechałem swoje, nikt nie wsiadł na koło. Czułem mega moc!
Niestety na zjeździe, chyba z Kotarza dobiłem tył z dętką. Pies pogrzebany...
Po 2 minutach doszli mnie, niestety nikt nie miał nadmiaru dętek.
Zacząłem schodzić, chyba po jakiś 10minutach zbawiciel z Herbapolu sie zatrzymał i ppratował dętką i pompką! Zmieniłem, wskoczyłem na rower i powiedziałem sobie że muszę dokończyć ten maraton!
Tym razem nie było łatwo gonić.. Utknąłem na singletracku za Gulczyńską, potem bufet, przy 34*C nic dziwnego że wszyscy się zatrzymywali. Oddałem pompkę.
Jechałem sobie dalej, najedzony i napity, pod górę dobrze szło, niestety na zjeździe tak jak sobie obiecałem nie hamować tak też zrobiłem. Tej prędkości po kamlotach nie wytrzymała przednia opona, strzeliła, mleko wytrysnęło, po 2s nie małem już jak jechać, z prędkości ponad 40 do 0 wyhamowałem używając krzaków i gałęzi.
Kolejne błagania o pompkę i dętkę. Dętkę dostałem od jednego chłopaka, a popkę od endurowca jadącego z kumplem.
Zmieniłem, nabiłem przód chyba do 3atmosfer i pojechałem. Długo się nie cieszyłem... Kolejny kapeć z tyłu, klasyczne dobicie. Spieszyłem się pompując poprzednio i za mało wbiłem.
Teraz już się poddałem, zacząłem schodzić. Spotkałem kompana niedoli, też kapeć.
Użyłem swoich łatek i pompki tym razem od Pertka.
Postanowiliśmy wrócić na metę asfaltami. Jakieś 5km przed Ustroniem zeszło mi powietrze, na szczęście jacyś ludzie z rowerami na dachu się zatrzymali, poratowali dętką. Chwała im za to!
Czyli ogólnie 4 dętki.

Pierwsze DNF na Poweradzie w życiu.
Hipotetycznie gdybym nie łapał kapci, 6-7 open było w zasięgu, bo Cesarczyk którego mijałem na podjeździe tak przyjechał.
No nic, nauczka jest. Od dziś mam z tyłu Geax Saguaro TNT niecałe 700g:D

ALe to też nie gwarantuje sukcesu, wielu ludzi porozcinało grube opony TUBELESS, istna loteria.
Rower przekształcam w maszynę do ścigania w maratonach po górach, czyli waga nie gra aż takiej roli jak niezawodość. W końcu generalkę chcę zrobić.

Karpacz - Powerade Suzuki MTB Marathon - GIGA

Niedziela, 12 czerwca 2011 · Komentarze(5)
Długo oczekiwane zawody w Karpaczu. Znów podróż z Gekonem i z bracholem.
Rano po obudzeniu za oknem lał deszcz, wiec nastroje siadły. Jednak przed startem się wypogodziło. Zapomniałem opaski od pulsometru, wiec jechałem na czuja, czyli ciągle na maksa:D
Start z pierwszego sektora, Kaiser, Jajonek, Alex Cesarczyk i paru innych w czołówce. Zaczęliśmy powoli, bez spalania. Dobra rozgrzewka, w połowie podjazdu tempo wzrosło. Czas podjazdu do góry to około 12-13 minut, kolejność: Kaiser, Alex, Jajonek, Cesarczyk, ktoś z 2x3, Krzywy Doktor i ja. Pierwsza 3 miała niecałą minute przewagi po pierwszych zjazdach. Starałem się za wszelką cenę trzymać koło Cesarczykowi. Jechaliśmy we 2 przez kilkanaście kilometrów, z tym że on na zjazdach odjeżdżał mi na pół minuty, na podjazdach go doganiałem. Zjazd czerwonym szlakiem, bardzo trudny, Cesarz po prostu przefrunął nad wszystkimi kamlotami. Kaiser stał z boku, miał glebę.

Zjazd czerwonym, Krzywy się zląkł:)


Na 30km Wera Rybarczyk podała mi bidon, super sprawa, miałem 1:50straty do Alexa.
Kasier dogonił nas po jakiś 30minutach, nie dało rady mu nawet na koło wskoczyć... Mi strzeliła szprycha, musiałem się zatrzymać na podjeździe i ją zawinąć wokół innych, wtedy cesarczyk już definitywnie odjechał. Widziałem go potem na Petrovce, ale już na odległość 1 minuty. Alex jak się okazało przed podjazdem na Petrovke miał nade mną 5 minut przewagi tylko! Po 1:45h jazdy...
Petrovka to najtrudniejszy podjazd jaki w życiu jechałem, coś pamiętałem z 2009 roku z festiwalu rowerowego w szklarskiej, ale mimo wszystko było ciężko. Całość zajęła mi 25minut. Mam za twarde przełożenia,za mocno zakwasiłem mięśnie. Ale podjechałem całą w 100%! Na górze 10*C, niżej około 15*C.
Potem długi zjazd z przeskakiwaniem progów odwadniających, było zimno. Następnie niesamowity zjazd przy Szklarskiej Porębie, nie za stromo ale dużo głazów i jazdy na pograniczu trialu. Ciągle brakuje mi techniki..
Na bufetach tylko dla gigowców, jak zwykle były żele, wiec zabrałem 2x2 40g Maxima. Sam miałem 3x100g Maxima z guaraną.
Na przed ostatnim bufetem miałem do Alexa 15minut straty a do Cesarczyka 8minut..
Chomontową podjechałem w 22minuty, przed podjazdem wciągnąłem resztkę Maxima z guaraną, jakieś 50g, dostałem kopa, od połowy podjazdu ciągle utrzymywałem 12km/h.
Zaczął padać deszczyk, zrobiło się zimno poniżej 10*C. Zjazd zielonym, mijam Hałajczakową i wielu innych megowców. Na 4km do mety dojechał mnie Szymon Sikora z Sikorskiego. Liczyłem na spokojną jazdę do mety, tym bardziej że już powoli skurcze czułem. Cały maraton wiedziałem, że jadę 5 open i 3 w M2. A tu nagle szok, trzeba iść na całość do mety. Zaczęliśmy się ciąć na wariata na zjeździe, nie za mądre to było, bo ledwo uszło bez gleby. On był mądrzejszy i wcześniej odpuścił zjazd.
Na jednym z ostatnich asfaltowych podjazdów zaciągnąłem z blatu, na stojąco i go urwałem. Nie odpuszczałem do końca, zjechałem ostatnie agrafki, na metę wpadłem krańcowo zmęczony. Z powodu przejedzenia, przepicia i za ostrej końcówki porzygałem po zatrzymaniu:) Lepiej poczułem się dopiero po godzinie, w pensjonacie, po kąpieli leżąc z nogami na suficie.
W ciągu maratonu wypiłem 4 bidony i do tego 4 kubeczki,czyli niecałe 3L. Zjadłem łącznie aż 450g żeli Maxima. Chyba przesadziłem.. Ale czuć efekt guarany, szczególnie pod koniec jazdy. \
Jak tak sobie patrzę na międzyczasy, to nie wiem jak to się stało że Cesarczyk wbił mi 15minut, gdy połowę dystansu miałem go na max 2 minuty. Miałem za słabą końcówkę.
Rank # racer year team finisz control1 delay
1 1 M2 1021 Aleksander Dorożała 1985 KROSS RACING TEAM 04:11:36 01:12:27(1) 00:00:00
2 1 M3 2 Andrzej Kaiser 1973 CORRATEC TEAM 04:11:52 01:13:54(3) 00:00:16
3 2 M3 3 Tomasz Jajonek 1978 DSR – Author 04:20:14 01:13:12(2) 00:08:38
4 2 M2 1125 Michał Cesarczyk 1983 Sudety MTB Challenge 04:22:46 01:14:38(4) 00:11:10
5 3 M2 96 Zbigniew Wiktor 1988 NORTHTEC-BIKE TEAM 04:37:49 01:15:32(5) 00:26:13
6 4 M2 942 Szymon Sikora 1985 SIKORSKI bikeBoard TEAM 04:39:17 01:18:27(6) 00:27:41
7 3 M3 369 Jacek Gil 1978 Gomola Trans Airco 04:45:48 01:19:47(12) 00:34:12
8 5 M2 1594 Mikołaj Jurkowlaniec 1990 Wrocław 04:45:48 01:18:40(10) 00:34:12
9 4 M3 3299 Szymon Zacharski 1972 Bikershop Honda Team 04:46:26 01:20:04(13) 00:34:50
10 5 M3 199 Mirosław Borycki 1976 TWOMARK Specialized 04:47:36 01:21:26(15) 00:36:00

Wojtek znów wygrał mega w M1, 17 open, rewelacja.
wyniki

Powerade Suzuki MTBmarathon Krynica-Zdrój GIGA

Sobota, 28 maja 2011 · Komentarze(9)
Słowa przewodnie maratonu: błoto i parujące okulary

600km do Krynicy, w Piątek 8h w samochodzie. Droga jednak poszła gładko bo jechałem z Gekonem i Brutusem, wiec nudy nie było:)

W nocy obudziła mnie ulewa, czyli wiedziałem że łatwo nie będzie. Rano pochmurno i 11*C. O 10 nastąpił start, a o 10.01 przyszło oberwanie chmury, wszystkie nadzieje o małej ilości błota prysły. Ruszyłem dobrze, byłem wysoko, chyba 7 czy 8 na pierwszym podjeździe. Tętno 170.

Niestety strasznie walczyłem z parującymi okularami, straciłem na tym dużo, przez moje soczewki nie chciałem jechać bez okularów. Jechało do góry mi się dobrze mimo, że byłem cały mokry, bardzo wolno zjeżdżałem, nic nie widziałem. Starałem się jechać za Gilem czy innym zawodnikiem bo wtedy mimo braku dobrej widoczności mogłem zjeżdżać.
Każdy podjazd przyjmowałem z radością. Pod górę czasami prędkość oscylowała wokół 7km/h!!

Jaworzyna, na niej byłem 8open.


LINK - PICASA BOLKA

Po około 50minutach jazdy na szybkim szerokim szutrowym zjeździe Bartek Janowski zatrzymywał wszystkich jadących, jak się okazało w rowie leżał Bogdan Czarnota! Miał wypadek, Bartek jeździł po pomoc. Gdy po paru minutach przybiegli ratownicy wszyscy pojechali powoli w dół.


Wyścig zaczął się od nowa, było nas około 20, po chwili zaczął się bardzo męczący podjazd, po spulchnionej ziemi od gąsienic jakiś maszyn leśnych.
Potem ścigałem się ciągle z Cesarczykiem Doktorem i Gilem. W końcu na jakimś zjeździe musiałem się zatrzymać bo się jakaś roślina wkręciła w koło. Odjechali mi i już nie dałem rady dogonić.
Na kolejnym podjeździe dojechali do mnie Zacharski, Kuźniak (w 2010 byli 3 na TransRockies w Kanadzie!) i jaszcze jeden. Razem chyba z godzinę jechaliśmy, ci z Transrockies mieli fulle i dobrze na zjazdach dawali, ale trzymałem koło. Na jednym z krótkich podjazdów zaciągnął mi się łańcuch i odjechali. My we 2 jechaliśmy za nimi.

Dodam że w górach cały czas była mgła, raz tak gęsta że musiałem się zatrzymać by poszukać drogi i strzałek. Aha, okulary poszły do kieszeni.
Żele jadłem co 20-30minut, 3x Maxim 100g + 2xcarbosnack i jeszcze 40g Maxim od Golonki z bufetu. Bolki podali mi bidon na 55km.
Ostatną godzinę bardzo przyspieszyłem, chyba za sparawą Maxima z guaraną, coraz wiecej podjazdów na stojąco. Wiedziałem że meta jest w przeciągu godziny wiec mogłem siebie na to pozwolić. Kolano mnie bolało, łańcuch zaciągał, z tyłu najszybszy biegnie wchodził, blat z przodu musiałem wrzucać czasem za pomocą prawej pięści bo lewy kciuk już nie dawał rady, ale mimo wszystko do przodu.
Koniec końców, przegoniłem na fajnym trudnym zjeździe Kuźniaka i wyczekiwałem już końca i gwoździa programu jakim był zjazd z Parkowej. Okazało się że to jest na 1km przed metą, zjechałem (a właściwie czasami zsunąłem się) bez jednej podpórki, nie widziałem, że umiem tak daleko dać tyłek za siodełko:)
100m przed metą Zacharski pomylił trasę, wykorzystałem to i udało mi się wejść do TOP10 Open!
20 minut straty do pierwszego. Myślę że gdyby nie wypadek Czarnoty, który by wygrał gdyby jechał dalej, to bym do niego stracił ponad 30minut.
Na mecie bułki na bufecie, ciepła herbata. Pojechałem umyć rower i do domu, szybki prysznic i do Poznania.
Na dekoracji nie byłem:/
Średnia prędkość to uwaga niecałe 17km/h!!!

Uwagi:
+ największy plus: KOŁA bezdętkowe! parę razy dobiłem obręcz do kamienia, czułem że normalnie to już dawno bym zmieniał dętkę
+ opona GEAX Gato 2.1 z przodu gdy Saguaro z tyłu już sobie nie radziło
+ miałem dużo żeli
+ jechałem bez nogawek
+ miałem okulary na gumce
+ o dziwo klocki hamulcowe wytrzymały. Musze kupić jeszcze raz te Accenty

- do bidonu nalałem Krynickiej Kranówy, straszliwie śmierdziała, a na maratonie mój ulubiony TORQ zupełni mi nie smakował, muszę wozić ze sobą swoją wodę!
- niepotrzebne są ochraniacze na buty, po godzinie na postoju na wypadku je zdjąłem, woda i tak od góry się wlewała
- w sumie nie potrzebnie miałem bandankę pod kaskiem
- Pulsometr się na początku wieszał, wiec tętno średnie jest zaniżone.

Wyścig dobry, gdyby nie szereg małych błędów mogłoby być lepiej.

ZDJAZD Z PARKOWEJ:







VELONEWS.pl

Powerade Złoty Stok Giga

Sobota, 30 kwietnia 2011 · Komentarze(5)
Super maraton, wynik tez!
Sprzęt sprawdził się w 99% (deja vu z roku 2010: na ostatnim zjeździe zrobiłem snejka ale dojechałam do mety,powietrze zeszło po godzinie)

Nocleg w Złotym Stoku, 400m od startu.
Rano przywitała nas przepiękna pogoda, nawet bluza na rozgrzewkę nie była potrzebna. No i było idealnie sucho!
Na starcie dużo znajomych, wszyscy w super humorach. Od razu napiszę, z całego maratonu pamiętam tylko niektóre momenty, nie potrafię tak jak Rodman każdego km zapamiętać:D
Start z pierwszego sektora pozwolił mi na trzymanie kontaktu wzrokowego z czołówką przez jakiś czas. Odjechali mi po jakiś 10 minutach bo starałem się trzymać równe tempo, tętno oscylowało w okolicach 175, czyli tuż poniżej progu. Jechałem równo, Golonko na quadzie 2x mnie mijał, przy okazji załapałem się na zdjęcie:

Doktoree minął mnie pod koniec podjazdu, usiłowałem usiąść mu na koło ale po paru minutach odpuściłem.
Pierwszy zjazd bardzo asekuracyjnie, w końcu to pierwsze góry w tym roku. Uwielbiam zjazd czerwonym szlakiem z Jawornika, a potem ten przy płocie, w zeszłym roku w błocie mijałem tam megowców a teraz mogłem samemu poszaleć, dzięki 100mm skoku z przodu.



Część trasy Giga która była wspólna z Mega jechałęm sam, podjazd po łące na Borówkową dał mi w kość, bo było gorąco no i gdy się odwróciłem to zobaczyłem sznurek za mną. Okazało się potem że tylko 3 osoby mnie dogoniły.
Podjazd:

Zjazd z Borówkowej poszedł mi dobrze, starałem się jechać szybko ale priorytetem było bezpieczeństwo wiec raz zszedłem z roweru bo coś mnie z rytmu wybiło.




Potem wjazd na pętlę Giga, w Czechy. Dogonił mnie chłopak z BSA na 29erze, trzymałem mu koło na płaskich „grabkowych” odcinkach. Na jednym ze zjazdów wyprzedzaliśmy Krzywego z Shimano i gdzieś tam odpadłem od BSA.
Najgorzej z całego maratonu wspominam odcinek o długości chyba 1km, podejście po spulchnionej ziemi i liściach. Nie dało rady pedałować, tylko pchać. Tam przegonił mnie Zbyszek Górski, Glon i dogonił Cesarczyk. Z dwoma ostatnimi jechaliśmy prawie do momentu wjazdu znów na trasę Mega.
Trochę gawędziliśmy o wyższości napędów 2x9 nad 3x10, o oponach na mleczko i jakoś nam upłynęły nudne kilometry po Czechach. Fajną sprawą na giga są żele na bufecie. Poratowałem się dwoma SISami, te żele są wspaniałe! Izotoniczne i nie trzeba ich mocno popijać.
Po polskiej stronie jechaliśmy już tylko we 2, Cesarczyk i ja. Na podjazdach trochę go wyprzedzałem, na zjazdach on mimo wszystko jest znacznie lepszy, puszczałem go przodem, tak było lepiej dla nas.
Ostatni podjazd był najcięższy. Tak sztywny, że z przełożenia 28:34 musiałem przepychać na stojąco, Golonko siedział na quadzie i na nas patrzył, nie mogłem dać ciała..
Podjazd:

Zjazd rozpoczął straszną gonitwę, prowadziłem z przewagą kilkunastu metrów. Gdzieś w międzyczasie poczułem mocne uderzenie w tylne koło, jak się okazało na mecie złapałem laczka, snejk…
Na ostatnim wypłaszczeniu Cesarczyk mnie przegonił, bo dostałem skurczu obu ud. Chyba jest to wina za niskiej kadencji pod koniec. No ale i tak dobrze, tylko 4 sekundy mi wbił.

Z maratonu jestem bardzo zadowolony, na mecie darmowe piwo, nie jedno wiec popołudnie i wieczór miło spędziliśmy w gronie rowerowych znajomych.
A i wylosowałem jeszcze premię Dobrych Sklepów Rowerowych, zestaw Gore Ride-On, za 10,20 i 30 miejsce na Giga. Strasznie się ucieszyłem podbiegając po odbiór, ale okazało się potem, że dostałem tylko uszczelniony zestaw manetki blokady skoku, no nic, może następnym razem wygram pancerze przerzutowe.

A i to był pierwszy maraton na którym nie zjadłem ani jednego banana, normalnie jestem PRO;) najpierw miałem żel 40g Inkosport, potem Maxima 75g, potem 2 SISy po 40g i na koniec TORQ 45g. W zapasie miałem jeszcze kolejnego TORQa ale okazało się że szybko przyjechałem na metę. Wszystko popite 1,4L TORQ energy o smaku Cytrynowym, jak dla mnie najlepszy napój jaki piłem w życiu na zawodach. Potem mega słodkie 2x 500ml Powerada i kilka kubeczków wody.



18 Open
10 M2
29minut straty do podium: Czarnoty, Brzózki i Galińskiego.

Powerade Murowana GIGA

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · Komentarze(5)
Pierwszy start na jedynym słusznym cyklu i na jedynym słusznym dystansie w tym roku;)

Wojtek, Gekon i ja

Na starcie pełno znajomych plus rodzina w postaci Ani, Wojtka, Michała, + Kasia i Pio_trek.
Po starcie w XC w sobotę miałem pewne obawy, ale jak się okazało nie jest źle. Dużo BCAA + sen dało radę.
Start z 2 sektora, mało osób. W piaskownicy jechałem trochę lewą a potem prawą.
Ogólnie tempo przez 30-40minut było dla mnie znośne, jazda za Kaiserem i całą śmietanką to ciekawe przeżycie. Jednak brakuje mi obycia wyścigowego i techniki jazdy w piachu w grupie. Odpadłem po jakiś 45minutach, dogonił mnie Krzywy z Shimano i razem po zmianach dalej goniliśmy. Potem złapaliśmy Lonkę, po jakimś czasie zaczął dawać zmiany, on jest jak maszyna.. W jego cieniu areo ledwo mogłęm się utrzymać, a co tu dopiero mówić o dyktowaniu tempa. Potem Alexa zgarnęliśmy, przy okazji zgubiliśmy pasożyta który przez 30km z nami jechał. Jazda pod wiatr z prędkością 15km/h na końcu takiego pociągu była dla mnie straszliwa, myślałem że pęknę. Było blisko.. Raz 45km/h a raz 20.. Wiatr dawał w kość.
Przed Dziewiczą dogonił mnie Gil i Glon. Podczas jazdy na stojąco czułem że mięśnie ud, głównie czworo-głowy zaczyna powoli wchodzić w fazę skurczów. Jakoś rozmasowałem, no i odpuściłem jazdę na twardo Dziewiczej. Wszystko z 28x34. Kosztowało mnie to utratę świetnego pociągu, ale za cenę dojechania do mety. Udało się.
15 minut straty do zwycięzcy,
16 open
10 w M2
Życiowy wynik w Murowanej.

Za mało żeli na tak płaski maraton, nie można stawać na bufetach a miałem tylko 2x Maximy 100g. Jednego za 2 raty a drugiego na raz musiałem wciągnąć. Nie było czasu na zabawę z zakrętką.

Zapomniałem rano pulsometru, danych brak. Ale tętno było strasznie wysokie jak na Giga.
Zdjęce (C) Winq





Zdjęcia Bolków