Wpisy archiwalne w kategorii

Zawody Maraton

Dystans całkowity:2767.00 km (w terenie 2555.00 km; 92.34%)
Czas w ruchu:132:07
Średnia prędkość:20.94 km/h
Maksymalna prędkość:72.00 km/h
Suma podjazdów:26600 m
Maks. tętno maksymalne:193 (98 %)
Maks. tętno średnie:169 (86 %)
Suma kalorii:83500 kcal
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:79.06 km i 3h 46m
Więcej statystyk

Eska BM - Zawoja

Sobota, 4 czerwca 2011 · Komentarze(1)
Pojechaliśmy razem z Northtec Bike Teamem i dodatkowo z Gekonem na jeden z najdalszych maratonów w sezonie. Dużo rozmów w aucie, i róznych takich, dowiedziałem się że Czarny się spala.
Przyjazd do Zawoi w piątek a właściwie w sobotę o 2 w nocy.
Na szczęście dla nas start był o 11 wiec był czas na sen. Makaron i o 10.20 na start. Tam spotkałem trochę znajomych, popatrzyłem na mapkę. Czekała na mnie trasa w grabkowym stylu czyli szerokie szutry.
Start o 11, miałem pierwszy sektor, na szczęście. Mimo wszystko atmosfera w peletonie była bardzo nerwowa, wszyscy bardzo chcieli być w czubie, nie rozumiem tylko po co. Przecież i tak miał być podjazd. Na szczęście gdy nachylenie zaczęło rosnąć mistrzowie jazdy na kole zaczęli odpadać. Tętno przez pierwsze 20-30miniut wokół 175.
Z daleka widziałem Janowskiego, Zonia, Porosia, Wiendlochę i Jajonka. Potem wjechałem na płaski odcinek po szutrach, udało mi się współpracować z jednym z innych zawodników, drugi nie miał siły na wychodzenie na zmiany…
Następnie zakręt w lewo i strasznie stromy podjazd. Do tego obłocony, bo w nocy padało. Na wyciągnięcie ręki miałem Jajonka i Wilendlochę. Potem znów płasko i po błocie na single tracku.
Pierwszy bufet omijam, jadę dalej, słyszę że jestem 7 open. Potem odcinek zjazdu po błocie, i następnie szutrowa grabkowa autostrada w dół i potem do góry. Staram się trzymać tętno 160, gdy spada to przyspieszam. Mijam prywatny bufet Dobrych Sklepów Rowerowych jadę dalej. Jajonek na 15 sekund, od tego momentu się oddala.
Gdzieś przed 2 bufetem mija mnie Wilk, nie dałem rady wejść na koło. Zaczyna się właściwy podjazd na 1111 m n. p. m.. W międzyczasie trochę płaskiego ale technicznego po błocie, tył się strasznie ślizga, ale przód Gato daje radę.
Po wjechaniu na Jałowiec zaczyna się nawet fajny szybki zjazd po trawie i rynnach. Potem kawałek po kamlotach i najnudniejszy fragment po asfalcie w dół, chyba z 7km…
Wjeżdżam na druga rundę, ktoś mi krzyczy 7min straty do Janowskiego. Już wiem że jestem wysoko, 4 miejsce, oby tylko tak dojechać bo Jajonka już raczej nie dojdę.
Druga pętla różniła się tylko tym że była już zupełnie rozjechana przez ludzi z Mega, było trudniej. Początek jedynie zmodyfikowany. Nie miałem problemów z dublowaniem megowców.
Na metę wjechałem 4 open, 2 w M2. 13 minut straty do Janowskiego, chyba 2 do Jajonka. Udany maraton, relacja nie:)


Powerade Suzuki MTBmarathon Krynica-Zdrój GIGA

Sobota, 28 maja 2011 · Komentarze(9)
Słowa przewodnie maratonu: błoto i parujące okulary

600km do Krynicy, w Piątek 8h w samochodzie. Droga jednak poszła gładko bo jechałem z Gekonem i Brutusem, wiec nudy nie było:)

W nocy obudziła mnie ulewa, czyli wiedziałem że łatwo nie będzie. Rano pochmurno i 11*C. O 10 nastąpił start, a o 10.01 przyszło oberwanie chmury, wszystkie nadzieje o małej ilości błota prysły. Ruszyłem dobrze, byłem wysoko, chyba 7 czy 8 na pierwszym podjeździe. Tętno 170.

Niestety strasznie walczyłem z parującymi okularami, straciłem na tym dużo, przez moje soczewki nie chciałem jechać bez okularów. Jechało do góry mi się dobrze mimo, że byłem cały mokry, bardzo wolno zjeżdżałem, nic nie widziałem. Starałem się jechać za Gilem czy innym zawodnikiem bo wtedy mimo braku dobrej widoczności mogłem zjeżdżać.
Każdy podjazd przyjmowałem z radością. Pod górę czasami prędkość oscylowała wokół 7km/h!!

Jaworzyna, na niej byłem 8open.


LINK - PICASA BOLKA

Po około 50minutach jazdy na szybkim szerokim szutrowym zjeździe Bartek Janowski zatrzymywał wszystkich jadących, jak się okazało w rowie leżał Bogdan Czarnota! Miał wypadek, Bartek jeździł po pomoc. Gdy po paru minutach przybiegli ratownicy wszyscy pojechali powoli w dół.


Wyścig zaczął się od nowa, było nas około 20, po chwili zaczął się bardzo męczący podjazd, po spulchnionej ziemi od gąsienic jakiś maszyn leśnych.
Potem ścigałem się ciągle z Cesarczykiem Doktorem i Gilem. W końcu na jakimś zjeździe musiałem się zatrzymać bo się jakaś roślina wkręciła w koło. Odjechali mi i już nie dałem rady dogonić.
Na kolejnym podjeździe dojechali do mnie Zacharski, Kuźniak (w 2010 byli 3 na TransRockies w Kanadzie!) i jaszcze jeden. Razem chyba z godzinę jechaliśmy, ci z Transrockies mieli fulle i dobrze na zjazdach dawali, ale trzymałem koło. Na jednym z krótkich podjazdów zaciągnął mi się łańcuch i odjechali. My we 2 jechaliśmy za nimi.

Dodam że w górach cały czas była mgła, raz tak gęsta że musiałem się zatrzymać by poszukać drogi i strzałek. Aha, okulary poszły do kieszeni.
Żele jadłem co 20-30minut, 3x Maxim 100g + 2xcarbosnack i jeszcze 40g Maxim od Golonki z bufetu. Bolki podali mi bidon na 55km.
Ostatną godzinę bardzo przyspieszyłem, chyba za sparawą Maxima z guaraną, coraz wiecej podjazdów na stojąco. Wiedziałem że meta jest w przeciągu godziny wiec mogłem siebie na to pozwolić. Kolano mnie bolało, łańcuch zaciągał, z tyłu najszybszy biegnie wchodził, blat z przodu musiałem wrzucać czasem za pomocą prawej pięści bo lewy kciuk już nie dawał rady, ale mimo wszystko do przodu.
Koniec końców, przegoniłem na fajnym trudnym zjeździe Kuźniaka i wyczekiwałem już końca i gwoździa programu jakim był zjazd z Parkowej. Okazało się że to jest na 1km przed metą, zjechałem (a właściwie czasami zsunąłem się) bez jednej podpórki, nie widziałem, że umiem tak daleko dać tyłek za siodełko:)
100m przed metą Zacharski pomylił trasę, wykorzystałem to i udało mi się wejść do TOP10 Open!
20 minut straty do pierwszego. Myślę że gdyby nie wypadek Czarnoty, który by wygrał gdyby jechał dalej, to bym do niego stracił ponad 30minut.
Na mecie bułki na bufecie, ciepła herbata. Pojechałem umyć rower i do domu, szybki prysznic i do Poznania.
Na dekoracji nie byłem:/
Średnia prędkość to uwaga niecałe 17km/h!!!

Uwagi:
+ największy plus: KOŁA bezdętkowe! parę razy dobiłem obręcz do kamienia, czułem że normalnie to już dawno bym zmieniał dętkę
+ opona GEAX Gato 2.1 z przodu gdy Saguaro z tyłu już sobie nie radziło
+ miałem dużo żeli
+ jechałem bez nogawek
+ miałem okulary na gumce
+ o dziwo klocki hamulcowe wytrzymały. Musze kupić jeszcze raz te Accenty

- do bidonu nalałem Krynickiej Kranówy, straszliwie śmierdziała, a na maratonie mój ulubiony TORQ zupełni mi nie smakował, muszę wozić ze sobą swoją wodę!
- niepotrzebne są ochraniacze na buty, po godzinie na postoju na wypadku je zdjąłem, woda i tak od góry się wlewała
- w sumie nie potrzebnie miałem bandankę pod kaskiem
- Pulsometr się na początku wieszał, wiec tętno średnie jest zaniżone.

Wyścig dobry, gdyby nie szereg małych błędów mogłoby być lepiej.

ZDJAZD Z PARKOWEJ:







VELONEWS.pl

Sulechów Kaczmarek Electric MTB

Niedziela, 15 maja 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Zawody Maraton
Super maraton!!!!! Dobre przepalenie.
Na starcie same gwiazdy, Kaiser, Pituch, Oskar, Pihulak, Swaty, Krzywy no Mike i Pio_trek z Great Poland Bike Team.
Na start z Winq-iem przyjechaliśmy wcześnie, zapisy gładko poszły, chip elektroniczny w numerku, super!
Tuż przed startem się rozebrałem z długiego rękawa, bo było bardzo ciepło, potem jednak temperatura spadła ale było ok. Przed nami było 60km z 3 rundami po 17km i dojazdem.
Start ostry, myślałem że będzie jakiś rozjazd no ale cóż. Parę minut trwało zanim przebiłem się do czołowej grupki. W niej był Kaiser, Swat, Krzywy, Pituch, Oskar, Krasol Pihulak i paru innych. Po tym jak odjechaliśmy od reszty Fater wyraźnie zwolnił, tętno ze 178 spadło mi do 160 i mniej. Miałem wrażenie że jedziemy na wycieczce, Kaiser ciągle oglądał się za swoimi kumplami z Shimano. Przez 1.5 okrążenia jechaliśmy wspólnie, było trochę czarowania, nikt nie chciał prowadzić. Jakoś tak wyszło że pojawiłem się na czole peletonu na szutrowych podjazdach, tam się zmęczyłem mocno, zjechałem na ogon i wtedy Swat i Kaiser zaciągnęli mocniej. Odjechali błyskawicznie, cześć pojechała za nimi. Po paru minutach gonienia doszedłem Krzywego i Drozdka a potem wspólnie doszliśmy chłopaka z KTM Złoty Stok. Tak we 4 jechaliśmy już do mety przez kolejne 1.5 okrążenia.
Na 5km do mety w naszej 4os grupce zaczęło się czarowanie, Krzywy sprytnie chował się z tyłu, no i nasza 3 zmieniała się na czele. Na sprinterskim finiszu przegrałem z Krzywym i Kawalcem z KTM ZS, o długość roweru.
Ogólnie super maraton, silna obsada no i genialna trasa. Organizatorzy wycisnęli z tereny wszystko co się da, przewyższenia wyszły chyba 600m ale i tak super.
Strata do Kaisera 4minuty, tylko:)
WYNIKI PDF
Jestem bardzo zadowolony z wyniku, brakuje mi jedynie mocy na finiszu.
Nie czułem się jedynie dziś za bardzo wypoczęty, za tydzień mistrzostwa polski na Cytadeli, muszę dobrze ten tydzień przejść.


Wniosek z dziś, popracować na taktyką!

Powerade Złoty Stok Giga

Sobota, 30 kwietnia 2011 · Komentarze(5)
Super maraton, wynik tez!
Sprzęt sprawdził się w 99% (deja vu z roku 2010: na ostatnim zjeździe zrobiłem snejka ale dojechałam do mety,powietrze zeszło po godzinie)

Nocleg w Złotym Stoku, 400m od startu.
Rano przywitała nas przepiękna pogoda, nawet bluza na rozgrzewkę nie była potrzebna. No i było idealnie sucho!
Na starcie dużo znajomych, wszyscy w super humorach. Od razu napiszę, z całego maratonu pamiętam tylko niektóre momenty, nie potrafię tak jak Rodman każdego km zapamiętać:D
Start z pierwszego sektora pozwolił mi na trzymanie kontaktu wzrokowego z czołówką przez jakiś czas. Odjechali mi po jakiś 10 minutach bo starałem się trzymać równe tempo, tętno oscylowało w okolicach 175, czyli tuż poniżej progu. Jechałem równo, Golonko na quadzie 2x mnie mijał, przy okazji załapałem się na zdjęcie:

Doktoree minął mnie pod koniec podjazdu, usiłowałem usiąść mu na koło ale po paru minutach odpuściłem.
Pierwszy zjazd bardzo asekuracyjnie, w końcu to pierwsze góry w tym roku. Uwielbiam zjazd czerwonym szlakiem z Jawornika, a potem ten przy płocie, w zeszłym roku w błocie mijałem tam megowców a teraz mogłem samemu poszaleć, dzięki 100mm skoku z przodu.



Część trasy Giga która była wspólna z Mega jechałęm sam, podjazd po łące na Borówkową dał mi w kość, bo było gorąco no i gdy się odwróciłem to zobaczyłem sznurek za mną. Okazało się potem że tylko 3 osoby mnie dogoniły.
Podjazd:

Zjazd z Borówkowej poszedł mi dobrze, starałem się jechać szybko ale priorytetem było bezpieczeństwo wiec raz zszedłem z roweru bo coś mnie z rytmu wybiło.




Potem wjazd na pętlę Giga, w Czechy. Dogonił mnie chłopak z BSA na 29erze, trzymałem mu koło na płaskich „grabkowych” odcinkach. Na jednym ze zjazdów wyprzedzaliśmy Krzywego z Shimano i gdzieś tam odpadłem od BSA.
Najgorzej z całego maratonu wspominam odcinek o długości chyba 1km, podejście po spulchnionej ziemi i liściach. Nie dało rady pedałować, tylko pchać. Tam przegonił mnie Zbyszek Górski, Glon i dogonił Cesarczyk. Z dwoma ostatnimi jechaliśmy prawie do momentu wjazdu znów na trasę Mega.
Trochę gawędziliśmy o wyższości napędów 2x9 nad 3x10, o oponach na mleczko i jakoś nam upłynęły nudne kilometry po Czechach. Fajną sprawą na giga są żele na bufecie. Poratowałem się dwoma SISami, te żele są wspaniałe! Izotoniczne i nie trzeba ich mocno popijać.
Po polskiej stronie jechaliśmy już tylko we 2, Cesarczyk i ja. Na podjazdach trochę go wyprzedzałem, na zjazdach on mimo wszystko jest znacznie lepszy, puszczałem go przodem, tak było lepiej dla nas.
Ostatni podjazd był najcięższy. Tak sztywny, że z przełożenia 28:34 musiałem przepychać na stojąco, Golonko siedział na quadzie i na nas patrzył, nie mogłem dać ciała..
Podjazd:

Zjazd rozpoczął straszną gonitwę, prowadziłem z przewagą kilkunastu metrów. Gdzieś w międzyczasie poczułem mocne uderzenie w tylne koło, jak się okazało na mecie złapałem laczka, snejk…
Na ostatnim wypłaszczeniu Cesarczyk mnie przegonił, bo dostałem skurczu obu ud. Chyba jest to wina za niskiej kadencji pod koniec. No ale i tak dobrze, tylko 4 sekundy mi wbił.

Z maratonu jestem bardzo zadowolony, na mecie darmowe piwo, nie jedno wiec popołudnie i wieczór miło spędziliśmy w gronie rowerowych znajomych.
A i wylosowałem jeszcze premię Dobrych Sklepów Rowerowych, zestaw Gore Ride-On, za 10,20 i 30 miejsce na Giga. Strasznie się ucieszyłem podbiegając po odbiór, ale okazało się potem, że dostałem tylko uszczelniony zestaw manetki blokady skoku, no nic, może następnym razem wygram pancerze przerzutowe.

A i to był pierwszy maraton na którym nie zjadłem ani jednego banana, normalnie jestem PRO;) najpierw miałem żel 40g Inkosport, potem Maxima 75g, potem 2 SISy po 40g i na koniec TORQ 45g. W zapasie miałem jeszcze kolejnego TORQa ale okazało się że szybko przyjechałem na metę. Wszystko popite 1,4L TORQ energy o smaku Cytrynowym, jak dla mnie najlepszy napój jaki piłem w życiu na zawodach. Potem mega słodkie 2x 500ml Powerada i kilka kubeczków wody.



18 Open
10 M2
29minut straty do podium: Czarnoty, Brzózki i Galińskiego.

Eska BM Wrocław Giga

Niedziela, 17 kwietnia 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Zawody Maraton
Pierwszy start na Esce w tym roku. Dostałem po zeszłym sezonie sektor 2, wydawało mi się super.. Jednak nie, bo w pierwszym było ponad 100osób, w drugim więcej a ja stałem na końcu. Start 2 minuty po pierwszym. Tłok straszliwy, nie do porównania z niczym. Moja 660mm kierownica nie ułatwia mi przebijania się w tłumie kobiet K3 i facetów myślących, że są nie wiadomo jacy dobrzy, tylko dla tego ze mieli 1 sektor. Przykład, jadę drę się lewa wolna, wyprzedzam kobietę i nagle stajemy przez jakiś zator a ta baba mnie wyprzedza i wciska się przede mnie! Na to się pytam, co pani robi? Przecież panią wyprzedziłem, teraz będę musiał znowu a ona "To jest wyścig.." Normalnie padłem...
No nic, goniłem dalej, tętno 180+ przez pół godziny.
Potem już tylko 170+ przez dalszą godzinę. Do 55km jechałem sam, dochodziłem pociągi, nikt nie dawał zmian i szedłem dalej. Miałem włączony tryb "Goń" i dopiero mastersi mnie trochę pohamowali, i dobrze bo bym się zajechał. Właśnie na 55km napotkałem Bogusia i Bobera i ich grupę. Chyba z 10km jechałem z nimi, na jedynym podjeździe(!) na trasie przyspieszyłem i dalej jechaliśmy we 4, Boguś Bober i Szwarc. Jechało się nam dobrze, współpraca i wyprzedzanie mego-wców szło nam rewelacyjnie. Na jednym z zakrętów na 10km przed metą wyglebiłem, dostałem olbrzymi skurcz łydki ale dogoniłem Bogusia i Szwarca i tak już do mety pociągnęliśmy. Przed metą Glona i Rybixa dorwałem.
7 open
4 M2
czas 3h
Wnioski:
jazda samemu na płaskiej Esce to strasznie ciężka sprawa, gdybym miał 1 sektor byłoby jeszcze lepiej.
2 Maximy 100g są ok, ale przed meta potrzeba czegoś pobudzającego w mniejszej dawce, ~40g.

Boguś i ja
"taaaka ryba"

Powerade Murowana GIGA

Niedziela, 10 kwietnia 2011 · Komentarze(5)
Pierwszy start na jedynym słusznym cyklu i na jedynym słusznym dystansie w tym roku;)

Wojtek, Gekon i ja

Na starcie pełno znajomych plus rodzina w postaci Ani, Wojtka, Michała, + Kasia i Pio_trek.
Po starcie w XC w sobotę miałem pewne obawy, ale jak się okazało nie jest źle. Dużo BCAA + sen dało radę.
Start z 2 sektora, mało osób. W piaskownicy jechałem trochę lewą a potem prawą.
Ogólnie tempo przez 30-40minut było dla mnie znośne, jazda za Kaiserem i całą śmietanką to ciekawe przeżycie. Jednak brakuje mi obycia wyścigowego i techniki jazdy w piachu w grupie. Odpadłem po jakiś 45minutach, dogonił mnie Krzywy z Shimano i razem po zmianach dalej goniliśmy. Potem złapaliśmy Lonkę, po jakimś czasie zaczął dawać zmiany, on jest jak maszyna.. W jego cieniu areo ledwo mogłęm się utrzymać, a co tu dopiero mówić o dyktowaniu tempa. Potem Alexa zgarnęliśmy, przy okazji zgubiliśmy pasożyta który przez 30km z nami jechał. Jazda pod wiatr z prędkością 15km/h na końcu takiego pociągu była dla mnie straszliwa, myślałem że pęknę. Było blisko.. Raz 45km/h a raz 20.. Wiatr dawał w kość.
Przed Dziewiczą dogonił mnie Gil i Glon. Podczas jazdy na stojąco czułem że mięśnie ud, głównie czworo-głowy zaczyna powoli wchodzić w fazę skurczów. Jakoś rozmasowałem, no i odpuściłem jazdę na twardo Dziewiczej. Wszystko z 28x34. Kosztowało mnie to utratę świetnego pociągu, ale za cenę dojechania do mety. Udało się.
15 minut straty do zwycięzcy,
16 open
10 w M2
Życiowy wynik w Murowanej.

Za mało żeli na tak płaski maraton, nie można stawać na bufetach a miałem tylko 2x Maximy 100g. Jednego za 2 raty a drugiego na raz musiałem wciągnąć. Nie było czasu na zabawę z zakrętką.

Zapomniałem rano pulsometru, danych brak. Ale tętno było strasznie wysokie jak na Giga.
Zdjęce (C) Winq





Zdjęcia Bolków

Northtec MTB Zimą - Mrozy

Niedziela, 20 marca 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Zawody Maraton
Drugie zawody w tym roku. Właściwie to była druga rozgrzewka przed sezonem.
Rano w Mrozach o dziwo było na plusie, jakieś 3*C.
Rozgrzewka, 10minunt jazdy i parę przyspieszeń, tak 170bpm. Start z 1 sektora, o dziwo przez 15 minut tempo było wręcz wycieczkowe, no może trochę mocniejsze. Potem uciekło 3 a ja zostałem w 2 grupie. Jakieś 10km tak jechaliśmy, tempo dobre ale nie za szybkie, niestety spracowana spinka od łańcucha mi się rozpięła i straciłem kontakt z grupą jak i 1.5minuty. Potem goniłem samemu, doszedłem chyba z 3 osoby. Ostatecznie miejsce 11open, 5minut straty do pierwszego.
Start oceniam bardzo dobrze, gdybym miał już złożony rower z napędem dobrym i amortyzatorem pewnie pierwsza 10byłaby moja.

Northtec MTB Zimą - Józefów

Niedziela, 6 marca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Zawody Maraton
Pierwszy start w sezonie 2011, od razu powiem że udany.
Northtec MTB Zimą Mazovia, Józefów. Przed startem 2x BCAA i makaron.
Pogoda ładna, +1*C i słońce, grunt zmrożony ubity śnieg i ściółka.
Start o 10, ja miałem sektor 2 wiec po 1min dopiero ruszyłem. Nadałem
bardzo wysokie tempo, praktycznie 20minut na tętnie 178-182. Dzięki temu jechałem na czele i nikt prawie mnie nie blokował. Po jakiś 30min miałem glebę na zakręcie na singletracku, trochę przód uciekł na zewnątrz i było bliskie spotkanie z lodem, wszystko uwiecznił fotograf:D
Michała dogoniłem tak po 40minutach, dziwił się że idę tak ostro. Razem jechaliśmy do mety współpracując.
Trasa ogólnie bardzo fajna, morenowa, mało płaskiego, ciągle po lesie, singletracki i drogi pożarowe. Czasami trasa prowadziła zupełnie poza szlakiem.

Msc 14open,10M2
1h33m, 4min straty do Rękawka
Avg CAD 73

ESKA BM - Karpacz - Finał sezonu maratonów 2010

Niedziela, 3 października 2010 · Komentarze(0)
Kategoria Zawody Maraton
Po 10h spaniu, zjedzeniu paru kromek z dżemem bo nie mogłem zagotować makaronu ustawiłem się w 2 sektorze. Po starcie jechało się super. Do karpacza górnego to tylko wyprzedzałem ludzi. Była moc w nogach, nawet jako taka świeżość no i motywacja.
Na pierwszym zjeździe wkręciłem łańcuch, zakleszczył się pomiędzy korbą a ramą i nie widząc tego nacisnąłem. Zmieliłem go, 2 ogniwa wykręcone o 90stopi.
Już się miałem wycofać, jednak Pyra zapodał mi skuwacz, skróciłem łańcuch o 2 ogniwa i pojechałem.
Problemem byli jednak ludzie który mnie wyprzedzili w ciągu tych 6minut. Jak ci ludzie jeżdżą... środkiem, bokami po prostu wszędzie.. Na zjazdach stoją w miejscu a na podjazdach ich miota po całej szerokości, po prostu to jest Grabek i jego cykl "górskich" wyścigów.

No nic, jak już zrobiło się luźniej to zacząłem deptać. Po 50min zjadłem SISa GO. Piłem z bidonów mimo że mi się nie chciało, przez to zimno.
Dopadłem Rodmana na takiej sztywnej ściance w lesie. Na dwa mosty podjechałem w miarę szybko, Buczka złapałem, laczka miał. Po jakimś czasie pożyczyłem mu dętkę bo miał znów laczka.
Na 2 okrążeniu wyprzedziłem już dużo mniej osób, ci z giga jednak byli z przodu i jak się okazało rację miała kobieta która mówiła na punkcie pomiaru w Przesiece że jestem 21. Tak mało osób jechało.

Za dwoma mostami po zjeździe asfaltowym (8*C na zjeździe....) od Corrateców dostałem bidon, myślałem że rzygnę gdy popiłem, nie wiem co oni tam wlewają...
Jadłęm co 30minut pół maxima, przed CHomontową zjadłem Penco. Chomontową zrobiłem z 2x2 lub nawet 2:4. Potem zielonym szlakiem w dół, fajny zjazd. Przybiła mnie trochę tabliczka 10km do mety.. Liczyłem na 5.. Miałem na szczęście banana i bidon wiec się posiliłem.
Końcówka była fajna, zjazdy techniczne i podjazdy nie-asfaltowe.
Ostro jechałem na zjazdach, myślałem o finiszu a tu nagle na 1km przed metą jeszcze był podjazd asfaltowy na który nie byłem przygotowany..
Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Zbyhoo

Podsumowując:
Chomontowa w 23minuty
czas 4:06 brutto
czas licznika 3:59
17 open / 10 M2
45minut straty do Halejaka...
Ostatni górski maraton, warto było pojechać i się pobawić na zjazdach.
W przyszłym sezonie muszę rozważyć wożenie ze sobą skuwacza.

Finał - Powerade Suzuki MTBmarathon - Istebna - Giga

Sobota, 25 września 2010 · Komentarze(6)
Kategoria Zawody Maraton
Do Głuszycy pojechaliśmy z Krzysiem z Northtec’a.

Na miejscu okazało się że nocujemy w pensjonacie z Jarkiem Hałasem i młodzieżą ;) z teamu Sikorski BikeBoard.

Rano standardowo makaronik, z niestandardowym bananem i dżemem, smakowało. Podpatrzyłem, że Jarek wcina jeszcze jedno jajko przed startem, podobno ma dużo BCAA.

Na start zjechaliśmy kilometr na stadion. Było jakieś 12*C, chłodno, ale sucho.
Kupony na Suzuki wypisane, mapa sprawdzona, paru znajomych spotkaliśmy. Okazało się że Sylwek Swat nie jedzie, ale Wojtek mimo wszystko pozostał na Giga.

Start rozpoczął się powoli, ze spokojem jak nigdy w tym roku. Nawet Grzesiek Golonko w Suzuki odjechał na jakieś 100m i nikt z czołówki nie miał chęci za nim podążać.
Zaczęły się pierwsze podjazdy, pulsometr wreszcie chwycił, jakieś 180 tętno miałem.

Na pierwszym zjeździe za delikatnie hamowałem, wpakowałem się w drzewko iglaste. Wróciłem na trasę i dalej goniłem Wojtka który był z przodu.
Stawka się powoli ustawiała, bardzo podobał mi się podjazd po skałach w formie płyt na całą szerokość drogi.

Po 50minutach wciągnąłem żela SISa, SUPER sprawa! Nie trzeba popijać, nic się nie klei!

Wojtka widziałem na podjazdach na około 1-2minuty.

Po jakiejś godzinie zgubiłem bidon 0,7. Miałem dwa, wiec pomyślałem że tragedii nie ma, zatrzymam się na bufecie. Tak też zrobiłem, podjeżdżając widziałem odjeżdżającego Wojtka. Czyli byłem blisko.

Z trasy potem niewiele pamiętam, ciągle w górę i w dół technicznymi zjazdami.
Najlepsza z tej części była Ochodzita, parę km podjazdu i na koniec po płytach betonowych. Zjazd bardzo szybki, tam zrobił mi zdjęcie Adam, miałem już 18minut straty do Brzózki…

Trasy dalej nie kojarzę, pamiętam tylko ciągłe gonienie BydziPower i Herbapolu (Dymacz). Dymacza porobiłem na podjeździe na długiej łące, Stawiarza wkrótce również.

Strasznie podobały mi się zjazdy po Słowackiej stronie, po łąkach i szutrach duże prędkości osiągaliśmy (72km/h max).

Po bufecie nr 2 który miał być na 42km, (a był na 47km) zabrałem butelkę Powerada i banana, uzupełniłem też jedyny bidon który mi został, 0.5 L.
uśmiech proszę © Zbyhoo

Napiłem się poweradem, zjadłem banana i po jakiś 5minutach zjazdu w Czechach po szutrach z głębokimi rowami zostawiłem Powerada na poboczu, jak się okazało było to błędem.

Po dosłownie minucie na jednej z hopek, przy 60km/h podskoczyłem i wypadł mi bidon nr 2, był pełen… Nie wracałem po niego, szkoda czasu.
Przez 20minut jechałem bez picia, a było ciepło 20*C, strasznie żałowałem zostawionego Powerada.

Pod koniec pętli mega przed mostkiem byli strażacy, podali mi swojego Powerade’a:
-„Mogę prosić o butelkę, zgubiłem wszystkie bidony”
-„Weź mu dej”
Wypiłem, wepchnąłem w koszyk jakoś i pojechałem.

W międzyczasie jechałem z BydziaPower, po asfalcie chyba trochę za mocno cisnąłem, dał mi zmianę i potem ja jemu.

Pod koniec pętli mega pojechaliśmy prosto zamiast w prawo, 1 minuta stracona.

Zjazd po korzeniach przed metą chciałem za wszelką cenę pokonać, chociaż go nie znałem. Udało mi się do połowy, potem lekka gleba i rower w łapy i zbiegałem.
FOTA z gleby:
Zjazd po korzeniach © Zbyhoo


Wjazd na GIGA rozpoczął się od bufetu, zmieniłem butelkę Powerade na nową, ciężko wchodziła do koszyka ale cóż.. Zabrałem 2żele SISa, banana i w drogę.
Zaczął się najgorszy fragment całej trasy, cholernie długi podjazd asfaltowy. Ciągnął się w nieskończoność, jechałem 2:1 lub czasem 1:3 i 1:2.

Na bufecie został chyba BydziaPower, może Camela uzupełniał, myślałem że mam go z głowy…

Po asfalcie przyszedł czas na teren, też stromy, było trochę butowania, potem po płaskim. Dogonił mnie Korzeń, jechałem wtedy chyba 22msc open. Próbowałem utrzymać mu koło, 3minuty dałem radę, potem mnie przeszedł.

Dużo turystów, dzieciaków, ogólnie wesoło (im) było, ja pragnąłem mety, widziałem, że na 73km się nie skończy, Golonko jak zwykle przesadził :(
Na Stożku dogonił mnie BydziaPower, cholera, na zjeździe nie dałem rady, on na fullu a ja na bolących rękach nie dawałem już rady.

Gdy połączyliśmy się z znów z Mega w butelce Powera miałem już sucho. Na szczęscie chłopak z Mega był na tyle łaskawy, że dał mi się napić z jego bidonu, 3 łyki i do przodu.
Przy 4:50 poczułem w udach że zaraz będą skurcze, nogi powoli zaczęły robić co same chcą, wrzuciłem młynek i na wysokiej kadencji je rozjechałem + do tego walenie pięścią. Może pomogło, nie wiem.

W tej chwili znowu słyszę „Zbyyychuuuu” i mam komplet fotek od Adama:
Końcówka giga © Zbyhoo


Do mety było już naprawdę mało, jakieś 2km. Znów chciałem zjechać korzenie, niestety zabierałem się do tego źle, na filmie dopiero widzę, że trzeba to pokonywać przy większej prędkości, zaklinowało się przednie koło, wziąłem rower w ręce i pobiegłem.

Na metę wpadłem po 5:06 h, strasznie zmęczony . Od 20km jedynie pragnąłem mety i niech się ten wyścig w końcu skończy.. Bardzo ciężko go przeżyłem. Wojtek jak się okazało włożył mi 12minut! Ponad godzina straty do Brzózki…
23 open/ 10 M2

Banany itd. i od razu do pensjonatu, Recovery SISa z mlekiem i pod prysznic, zimny niestety. Potem Tortilla i na dekorację.

Długo to trwało, wylądowałem w końcu na scenie, 8msce w generalce Giga M2.
Plan maratonowy na 2010 zrealizowany, ukończyć minimum 7 maratonów Powerada i być w dziesiątce.

Potem After party u GG i u nas.

Powrót do Poz trwał w niedzielę od 15 do 23, z przerwami na pizze i tankowanie (spalanie ~8L/100km….)
Podsumowanie:
# Jedna z najtrudniejszych tras w tym roku pod względem podjazdów długich i stromych jak i ciężkich zjazdów. Po 50km narzekałem nawet na ilość asfaltów.
Żele Maxima + SISa są super. Jedne popijam gdy mam czas na sięgnięcie po bidon drugie gdy nie.
# Brak mi przygotowania siłowego, muszę zrzucać na młynek za często, a przecież w 2011 chcę przejść na 2x10.. Tylko nie wiem jaki zestaw, po Istebnej zastanawiam się czy korba 28-42 i kaseta 11-36 będą dobre..
# Po 2 dniach, w poniedziałek obudziłem się rano i czułem jakby po mnie walec przejechał, wszystkie mięśnie czułem: rąk, barków, nóg, pleców itd.