Wpisy archiwalne w kategorii

Góry

Dystans całkowity:1132.00 km (w terenie 1045.00 km; 92.31%)
Czas w ruchu:69:49
Średnia prędkość:16.21 km/h
Maksymalna prędkość:71.00 km/h
Suma podjazdów:16600 m
Maks. tętno maksymalne:189 (96 %)
Maks. tętno średnie:164 (83 %)
Suma kalorii:31700 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:59.58 km i 3h 40m
Więcej statystyk

Ustroń Powerade Giga,

Niedziela, 10 lipca 2011 · Komentarze(3)
Klęska:
Dzień upalny, na starcie Adrian Brzózka, Janowski, Swat, Ebertowski, Halejak, Karel Hartl, czyli dobra stawka .
Po starcie długi podjazd, najpierw asfaltem potem już szuter. Tętno wysokie 175 ale jechałem równo. Po 40 minutach byłem w okolicach 7miejsca.
Ustroń ma to do siebie że występuje duża liczba ostrych i dużych kamieni Nie wiedziałem o tym...
Na szybkim zjeździe przesadziłem z hamowaniem, przez co urwałem klocek z bieznika z tylnej Saguaro.
Mleczko nie dało rady, nabój CO2 też nie. Zostałem z dętką w ręce i bez pompki.
Na szczescie Hiniol z Herbapolu się zatrzymał, pełen podziw! Poczatek maratonu to każdy stara się jechać na maxa.
Po 6 minutach wskoczyłem znów na rower. Zacząłem nadrabiać, temperatura była bardzo wysoka, na szczescie Kasia Mariak czekała na trasie z bidonem dla mnie. W tamptym miejscu byłem już 15, czyli odrobiłem z ponad 20 miejsc. Po ponad godzinie dojechałem do Cesarczyka, Zacharskiego i ekipy z którą zwykle jeźdzę. Byłem w gazie, ciągle goniąc wiec nie zwalniałem, tylko pojechałem swoje, nikt nie wsiadł na koło. Czułem mega moc!
Niestety na zjeździe, chyba z Kotarza dobiłem tył z dętką. Pies pogrzebany...
Po 2 minutach doszli mnie, niestety nikt nie miał nadmiaru dętek.
Zacząłem schodzić, chyba po jakiś 10minutach zbawiciel z Herbapolu sie zatrzymał i ppratował dętką i pompką! Zmieniłem, wskoczyłem na rower i powiedziałem sobie że muszę dokończyć ten maraton!
Tym razem nie było łatwo gonić.. Utknąłem na singletracku za Gulczyńską, potem bufet, przy 34*C nic dziwnego że wszyscy się zatrzymywali. Oddałem pompkę.
Jechałem sobie dalej, najedzony i napity, pod górę dobrze szło, niestety na zjeździe tak jak sobie obiecałem nie hamować tak też zrobiłem. Tej prędkości po kamlotach nie wytrzymała przednia opona, strzeliła, mleko wytrysnęło, po 2s nie małem już jak jechać, z prędkości ponad 40 do 0 wyhamowałem używając krzaków i gałęzi.
Kolejne błagania o pompkę i dętkę. Dętkę dostałem od jednego chłopaka, a popkę od endurowca jadącego z kumplem.
Zmieniłem, nabiłem przód chyba do 3atmosfer i pojechałem. Długo się nie cieszyłem... Kolejny kapeć z tyłu, klasyczne dobicie. Spieszyłem się pompując poprzednio i za mało wbiłem.
Teraz już się poddałem, zacząłem schodzić. Spotkałem kompana niedoli, też kapeć.
Użyłem swoich łatek i pompki tym razem od Pertka.
Postanowiliśmy wrócić na metę asfaltami. Jakieś 5km przed Ustroniem zeszło mi powietrze, na szczęście jacyś ludzie z rowerami na dachu się zatrzymali, poratowali dętką. Chwała im za to!
Czyli ogólnie 4 dętki.

Pierwsze DNF na Poweradzie w życiu.
Hipotetycznie gdybym nie łapał kapci, 6-7 open było w zasięgu, bo Cesarczyk którego mijałem na podjeździe tak przyjechał.
No nic, nauczka jest. Od dziś mam z tyłu Geax Saguaro TNT niecałe 700g:D

ALe to też nie gwarantuje sukcesu, wielu ludzi porozcinało grube opony TUBELESS, istna loteria.
Rower przekształcam w maszynę do ścigania w maratonach po górach, czyli waga nie gra aż takiej roli jak niezawodość. W końcu generalkę chcę zrobić.

Karpacz - Powerade Suzuki MTB Marathon - GIGA

Niedziela, 12 czerwca 2011 · Komentarze(5)
Długo oczekiwane zawody w Karpaczu. Znów podróż z Gekonem i z bracholem.
Rano po obudzeniu za oknem lał deszcz, wiec nastroje siadły. Jednak przed startem się wypogodziło. Zapomniałem opaski od pulsometru, wiec jechałem na czuja, czyli ciągle na maksa:D
Start z pierwszego sektora, Kaiser, Jajonek, Alex Cesarczyk i paru innych w czołówce. Zaczęliśmy powoli, bez spalania. Dobra rozgrzewka, w połowie podjazdu tempo wzrosło. Czas podjazdu do góry to około 12-13 minut, kolejność: Kaiser, Alex, Jajonek, Cesarczyk, ktoś z 2x3, Krzywy Doktor i ja. Pierwsza 3 miała niecałą minute przewagi po pierwszych zjazdach. Starałem się za wszelką cenę trzymać koło Cesarczykowi. Jechaliśmy we 2 przez kilkanaście kilometrów, z tym że on na zjazdach odjeżdżał mi na pół minuty, na podjazdach go doganiałem. Zjazd czerwonym szlakiem, bardzo trudny, Cesarz po prostu przefrunął nad wszystkimi kamlotami. Kaiser stał z boku, miał glebę.

Zjazd czerwonym, Krzywy się zląkł:)


Na 30km Wera Rybarczyk podała mi bidon, super sprawa, miałem 1:50straty do Alexa.
Kasier dogonił nas po jakiś 30minutach, nie dało rady mu nawet na koło wskoczyć... Mi strzeliła szprycha, musiałem się zatrzymać na podjeździe i ją zawinąć wokół innych, wtedy cesarczyk już definitywnie odjechał. Widziałem go potem na Petrovce, ale już na odległość 1 minuty. Alex jak się okazało przed podjazdem na Petrovke miał nade mną 5 minut przewagi tylko! Po 1:45h jazdy...
Petrovka to najtrudniejszy podjazd jaki w życiu jechałem, coś pamiętałem z 2009 roku z festiwalu rowerowego w szklarskiej, ale mimo wszystko było ciężko. Całość zajęła mi 25minut. Mam za twarde przełożenia,za mocno zakwasiłem mięśnie. Ale podjechałem całą w 100%! Na górze 10*C, niżej około 15*C.
Potem długi zjazd z przeskakiwaniem progów odwadniających, było zimno. Następnie niesamowity zjazd przy Szklarskiej Porębie, nie za stromo ale dużo głazów i jazdy na pograniczu trialu. Ciągle brakuje mi techniki..
Na bufetach tylko dla gigowców, jak zwykle były żele, wiec zabrałem 2x2 40g Maxima. Sam miałem 3x100g Maxima z guaraną.
Na przed ostatnim bufetem miałem do Alexa 15minut straty a do Cesarczyka 8minut..
Chomontową podjechałem w 22minuty, przed podjazdem wciągnąłem resztkę Maxima z guaraną, jakieś 50g, dostałem kopa, od połowy podjazdu ciągle utrzymywałem 12km/h.
Zaczął padać deszczyk, zrobiło się zimno poniżej 10*C. Zjazd zielonym, mijam Hałajczakową i wielu innych megowców. Na 4km do mety dojechał mnie Szymon Sikora z Sikorskiego. Liczyłem na spokojną jazdę do mety, tym bardziej że już powoli skurcze czułem. Cały maraton wiedziałem, że jadę 5 open i 3 w M2. A tu nagle szok, trzeba iść na całość do mety. Zaczęliśmy się ciąć na wariata na zjeździe, nie za mądre to było, bo ledwo uszło bez gleby. On był mądrzejszy i wcześniej odpuścił zjazd.
Na jednym z ostatnich asfaltowych podjazdów zaciągnąłem z blatu, na stojąco i go urwałem. Nie odpuszczałem do końca, zjechałem ostatnie agrafki, na metę wpadłem krańcowo zmęczony. Z powodu przejedzenia, przepicia i za ostrej końcówki porzygałem po zatrzymaniu:) Lepiej poczułem się dopiero po godzinie, w pensjonacie, po kąpieli leżąc z nogami na suficie.
W ciągu maratonu wypiłem 4 bidony i do tego 4 kubeczki,czyli niecałe 3L. Zjadłem łącznie aż 450g żeli Maxima. Chyba przesadziłem.. Ale czuć efekt guarany, szczególnie pod koniec jazdy. \
Jak tak sobie patrzę na międzyczasy, to nie wiem jak to się stało że Cesarczyk wbił mi 15minut, gdy połowę dystansu miałem go na max 2 minuty. Miałem za słabą końcówkę.
Rank # racer year team finisz control1 delay
1 1 M2 1021 Aleksander Dorożała 1985 KROSS RACING TEAM 04:11:36 01:12:27(1) 00:00:00
2 1 M3 2 Andrzej Kaiser 1973 CORRATEC TEAM 04:11:52 01:13:54(3) 00:00:16
3 2 M3 3 Tomasz Jajonek 1978 DSR – Author 04:20:14 01:13:12(2) 00:08:38
4 2 M2 1125 Michał Cesarczyk 1983 Sudety MTB Challenge 04:22:46 01:14:38(4) 00:11:10
5 3 M2 96 Zbigniew Wiktor 1988 NORTHTEC-BIKE TEAM 04:37:49 01:15:32(5) 00:26:13
6 4 M2 942 Szymon Sikora 1985 SIKORSKI bikeBoard TEAM 04:39:17 01:18:27(6) 00:27:41
7 3 M3 369 Jacek Gil 1978 Gomola Trans Airco 04:45:48 01:19:47(12) 00:34:12
8 5 M2 1594 Mikołaj Jurkowlaniec 1990 Wrocław 04:45:48 01:18:40(10) 00:34:12
9 4 M3 3299 Szymon Zacharski 1972 Bikershop Honda Team 04:46:26 01:20:04(13) 00:34:50
10 5 M3 199 Mirosław Borycki 1976 TWOMARK Specialized 04:47:36 01:21:26(15) 00:36:00

Wojtek znów wygrał mega w M1, 17 open, rewelacja.
wyniki

AZS MTB CUP - Wierchomla

Niedziela, 5 czerwca 2011 · Komentarze(1)
Kategoria Góry, Zawody XC
Po masażu w Zawoi i innych zabiegach regeneracyjnych rano czułem się dobrze.
Do Mondeo i we 4 do Wierchomli. Gekon i Górniak Brothers.
Przyjechaliśmy po 12, upał straszny, szybki objazd trasy. Zaskoczenia nie było, tak jak pisali, jeden podjazd i jeden zjazd na rundzie. Najpierw pod stok narciarski po trawie i technicznej sekcji z kamieniami a następnie w dół zjazdem DH miedzy drzewami.
Ustawienie po 3 w rzędzie, stawka raczej skromna. W Elicie m.in. Król i Farion. Reszta raczej mi nie mogła zagrozić. Start o 13.40, o dziwo nie "z blatu". BTW to na całym wyścigu ani razu nie użyłem 42 zębów z przodu.
O 13.35 zaczęło kropić by po pierwszej rundzie przyszła ulewa trzymająca do rundy 4.
Po starcie chwyciłem koło Królowi i tak we 2 odjeżdżaliśmy. Pod koniec podjazdu odskoczył zza pleców Farion, nie kontrowałem go bo wiedziałem że spokojnie na zjeździe go dogonię. Na zjazd DH wjechałem przed Królem, jednak z powodu gleby wywołanej wywrotką Fariona Król mnie wyprzedził. Dogoniłem go po chwili i już właściwie jechaliśmy sami. Pod koniec podjazdu na 2 rundzie gdy deszcz już rozmoczył łąkę Król zaczął podbiegać ale mi udało się wyjechać ściankę. Na wypłaszczeniu dokręciłem, i zdobyłem przewagę. Pod koniec rundy w wyniku mojej wywrotki na trawersie po błocie w trawie spadłem na 2 miejsce.
Na 3 rundzie odjechałem znów w podobnym miejscu i tym razem na stałe.
Z rundy na rundę zwiększałem przewagę. Deszcz zmoczył nas zupełnie, w butach chlupało, trasa płynęła, błoto straszne. Dublowałem innych a sam starałem się jak najwięcej jechać w siodle, nie butować. Ostatnie 2 kółka to słońce i najgorsze z gatunków błota, czyli schnące i lepiące się.
Ostatnie runda była najtrudniejsza, błoto zrobiło się na zjeździe DH i zaliczyłem 4 gleby po których jednak wsiadałem i jechałem dalej. Wiem że reszta osób zbiegała, ja jadąc balansowałem na krawędzi, ale opłaciło się.
Meta, prysznic w umywalce, makaron, dekoracja, mycie roweru i do Poznania. 580km...


GALERIA

Eska BM - Zawoja

Sobota, 4 czerwca 2011 · Komentarze(1)
Pojechaliśmy razem z Northtec Bike Teamem i dodatkowo z Gekonem na jeden z najdalszych maratonów w sezonie. Dużo rozmów w aucie, i róznych takich, dowiedziałem się że Czarny się spala.
Przyjazd do Zawoi w piątek a właściwie w sobotę o 2 w nocy.
Na szczęście dla nas start był o 11 wiec był czas na sen. Makaron i o 10.20 na start. Tam spotkałem trochę znajomych, popatrzyłem na mapkę. Czekała na mnie trasa w grabkowym stylu czyli szerokie szutry.
Start o 11, miałem pierwszy sektor, na szczęście. Mimo wszystko atmosfera w peletonie była bardzo nerwowa, wszyscy bardzo chcieli być w czubie, nie rozumiem tylko po co. Przecież i tak miał być podjazd. Na szczęście gdy nachylenie zaczęło rosnąć mistrzowie jazdy na kole zaczęli odpadać. Tętno przez pierwsze 20-30miniut wokół 175.
Z daleka widziałem Janowskiego, Zonia, Porosia, Wiendlochę i Jajonka. Potem wjechałem na płaski odcinek po szutrach, udało mi się współpracować z jednym z innych zawodników, drugi nie miał siły na wychodzenie na zmiany…
Następnie zakręt w lewo i strasznie stromy podjazd. Do tego obłocony, bo w nocy padało. Na wyciągnięcie ręki miałem Jajonka i Wilendlochę. Potem znów płasko i po błocie na single tracku.
Pierwszy bufet omijam, jadę dalej, słyszę że jestem 7 open. Potem odcinek zjazdu po błocie, i następnie szutrowa grabkowa autostrada w dół i potem do góry. Staram się trzymać tętno 160, gdy spada to przyspieszam. Mijam prywatny bufet Dobrych Sklepów Rowerowych jadę dalej. Jajonek na 15 sekund, od tego momentu się oddala.
Gdzieś przed 2 bufetem mija mnie Wilk, nie dałem rady wejść na koło. Zaczyna się właściwy podjazd na 1111 m n. p. m.. W międzyczasie trochę płaskiego ale technicznego po błocie, tył się strasznie ślizga, ale przód Gato daje radę.
Po wjechaniu na Jałowiec zaczyna się nawet fajny szybki zjazd po trawie i rynnach. Potem kawałek po kamlotach i najnudniejszy fragment po asfalcie w dół, chyba z 7km…
Wjeżdżam na druga rundę, ktoś mi krzyczy 7min straty do Janowskiego. Już wiem że jestem wysoko, 4 miejsce, oby tylko tak dojechać bo Jajonka już raczej nie dojdę.
Druga pętla różniła się tylko tym że była już zupełnie rozjechana przez ludzi z Mega, było trudniej. Początek jedynie zmodyfikowany. Nie miałem problemów z dublowaniem megowców.
Na metę wjechałem 4 open, 2 w M2. 13 minut straty do Janowskiego, chyba 2 do Jajonka. Udany maraton, relacja nie:)


Powerade Suzuki MTBmarathon Krynica-Zdrój GIGA

Sobota, 28 maja 2011 · Komentarze(9)
Słowa przewodnie maratonu: błoto i parujące okulary

600km do Krynicy, w Piątek 8h w samochodzie. Droga jednak poszła gładko bo jechałem z Gekonem i Brutusem, wiec nudy nie było:)

W nocy obudziła mnie ulewa, czyli wiedziałem że łatwo nie będzie. Rano pochmurno i 11*C. O 10 nastąpił start, a o 10.01 przyszło oberwanie chmury, wszystkie nadzieje o małej ilości błota prysły. Ruszyłem dobrze, byłem wysoko, chyba 7 czy 8 na pierwszym podjeździe. Tętno 170.

Niestety strasznie walczyłem z parującymi okularami, straciłem na tym dużo, przez moje soczewki nie chciałem jechać bez okularów. Jechało do góry mi się dobrze mimo, że byłem cały mokry, bardzo wolno zjeżdżałem, nic nie widziałem. Starałem się jechać za Gilem czy innym zawodnikiem bo wtedy mimo braku dobrej widoczności mogłem zjeżdżać.
Każdy podjazd przyjmowałem z radością. Pod górę czasami prędkość oscylowała wokół 7km/h!!

Jaworzyna, na niej byłem 8open.


LINK - PICASA BOLKA

Po około 50minutach jazdy na szybkim szerokim szutrowym zjeździe Bartek Janowski zatrzymywał wszystkich jadących, jak się okazało w rowie leżał Bogdan Czarnota! Miał wypadek, Bartek jeździł po pomoc. Gdy po paru minutach przybiegli ratownicy wszyscy pojechali powoli w dół.


Wyścig zaczął się od nowa, było nas około 20, po chwili zaczął się bardzo męczący podjazd, po spulchnionej ziemi od gąsienic jakiś maszyn leśnych.
Potem ścigałem się ciągle z Cesarczykiem Doktorem i Gilem. W końcu na jakimś zjeździe musiałem się zatrzymać bo się jakaś roślina wkręciła w koło. Odjechali mi i już nie dałem rady dogonić.
Na kolejnym podjeździe dojechali do mnie Zacharski, Kuźniak (w 2010 byli 3 na TransRockies w Kanadzie!) i jaszcze jeden. Razem chyba z godzinę jechaliśmy, ci z Transrockies mieli fulle i dobrze na zjazdach dawali, ale trzymałem koło. Na jednym z krótkich podjazdów zaciągnął mi się łańcuch i odjechali. My we 2 jechaliśmy za nimi.

Dodam że w górach cały czas była mgła, raz tak gęsta że musiałem się zatrzymać by poszukać drogi i strzałek. Aha, okulary poszły do kieszeni.
Żele jadłem co 20-30minut, 3x Maxim 100g + 2xcarbosnack i jeszcze 40g Maxim od Golonki z bufetu. Bolki podali mi bidon na 55km.
Ostatną godzinę bardzo przyspieszyłem, chyba za sparawą Maxima z guaraną, coraz wiecej podjazdów na stojąco. Wiedziałem że meta jest w przeciągu godziny wiec mogłem siebie na to pozwolić. Kolano mnie bolało, łańcuch zaciągał, z tyłu najszybszy biegnie wchodził, blat z przodu musiałem wrzucać czasem za pomocą prawej pięści bo lewy kciuk już nie dawał rady, ale mimo wszystko do przodu.
Koniec końców, przegoniłem na fajnym trudnym zjeździe Kuźniaka i wyczekiwałem już końca i gwoździa programu jakim był zjazd z Parkowej. Okazało się że to jest na 1km przed metą, zjechałem (a właściwie czasami zsunąłem się) bez jednej podpórki, nie widziałem, że umiem tak daleko dać tyłek za siodełko:)
100m przed metą Zacharski pomylił trasę, wykorzystałem to i udało mi się wejść do TOP10 Open!
20 minut straty do pierwszego. Myślę że gdyby nie wypadek Czarnoty, który by wygrał gdyby jechał dalej, to bym do niego stracił ponad 30minut.
Na mecie bułki na bufecie, ciepła herbata. Pojechałem umyć rower i do domu, szybki prysznic i do Poznania.
Na dekoracji nie byłem:/
Średnia prędkość to uwaga niecałe 17km/h!!!

Uwagi:
+ największy plus: KOŁA bezdętkowe! parę razy dobiłem obręcz do kamienia, czułem że normalnie to już dawno bym zmieniał dętkę
+ opona GEAX Gato 2.1 z przodu gdy Saguaro z tyłu już sobie nie radziło
+ miałem dużo żeli
+ jechałem bez nogawek
+ miałem okulary na gumce
+ o dziwo klocki hamulcowe wytrzymały. Musze kupić jeszcze raz te Accenty

- do bidonu nalałem Krynickiej Kranówy, straszliwie śmierdziała, a na maratonie mój ulubiony TORQ zupełni mi nie smakował, muszę wozić ze sobą swoją wodę!
- niepotrzebne są ochraniacze na buty, po godzinie na postoju na wypadku je zdjąłem, woda i tak od góry się wlewała
- w sumie nie potrzebnie miałem bandankę pod kaskiem
- Pulsometr się na początku wieszał, wiec tętno średnie jest zaniżone.

Wyścig dobry, gdyby nie szereg małych błędów mogłoby być lepiej.

ZDJAZD Z PARKOWEJ:







VELONEWS.pl

AZS MTB Cup Przesieka

Sobota, 7 maja 2011 · Komentarze(1)
Kategoria Góry, Zawody XC
Opis później


8 kółek, tylko 10minut straty do Konwy, open 6 a 3 w Elicie AZS.

Rychlebskie Stezky

Poniedziałek, 2 maja 2011 · Komentarze(1)
Super wycieczka do czech na Rychlebskie Stezky. Sa to singletracki zrobione specjalnie dla rowerzystów MTB/enduro/FR. Świetna zabawa jak i trening techniki. Bez pulsometru=zabawa
rychlebskestezky.cz <= to trzeba odwiedzić
PROMO VIDEO

http://bikeboard.pl/index.php?d=turystyka&g=31&art=3716
http://bikeboard.pl/index.php?d=turystyka&g=30&art=3572

Czechy:





Po tej górze jeździliśmy.

Powerade Złoty Stok Giga

Sobota, 30 kwietnia 2011 · Komentarze(5)
Super maraton, wynik tez!
Sprzęt sprawdził się w 99% (deja vu z roku 2010: na ostatnim zjeździe zrobiłem snejka ale dojechałam do mety,powietrze zeszło po godzinie)

Nocleg w Złotym Stoku, 400m od startu.
Rano przywitała nas przepiękna pogoda, nawet bluza na rozgrzewkę nie była potrzebna. No i było idealnie sucho!
Na starcie dużo znajomych, wszyscy w super humorach. Od razu napiszę, z całego maratonu pamiętam tylko niektóre momenty, nie potrafię tak jak Rodman każdego km zapamiętać:D
Start z pierwszego sektora pozwolił mi na trzymanie kontaktu wzrokowego z czołówką przez jakiś czas. Odjechali mi po jakiś 10 minutach bo starałem się trzymać równe tempo, tętno oscylowało w okolicach 175, czyli tuż poniżej progu. Jechałem równo, Golonko na quadzie 2x mnie mijał, przy okazji załapałem się na zdjęcie:

Doktoree minął mnie pod koniec podjazdu, usiłowałem usiąść mu na koło ale po paru minutach odpuściłem.
Pierwszy zjazd bardzo asekuracyjnie, w końcu to pierwsze góry w tym roku. Uwielbiam zjazd czerwonym szlakiem z Jawornika, a potem ten przy płocie, w zeszłym roku w błocie mijałem tam megowców a teraz mogłem samemu poszaleć, dzięki 100mm skoku z przodu.



Część trasy Giga która była wspólna z Mega jechałęm sam, podjazd po łące na Borówkową dał mi w kość, bo było gorąco no i gdy się odwróciłem to zobaczyłem sznurek za mną. Okazało się potem że tylko 3 osoby mnie dogoniły.
Podjazd:

Zjazd z Borówkowej poszedł mi dobrze, starałem się jechać szybko ale priorytetem było bezpieczeństwo wiec raz zszedłem z roweru bo coś mnie z rytmu wybiło.




Potem wjazd na pętlę Giga, w Czechy. Dogonił mnie chłopak z BSA na 29erze, trzymałem mu koło na płaskich „grabkowych” odcinkach. Na jednym ze zjazdów wyprzedzaliśmy Krzywego z Shimano i gdzieś tam odpadłem od BSA.
Najgorzej z całego maratonu wspominam odcinek o długości chyba 1km, podejście po spulchnionej ziemi i liściach. Nie dało rady pedałować, tylko pchać. Tam przegonił mnie Zbyszek Górski, Glon i dogonił Cesarczyk. Z dwoma ostatnimi jechaliśmy prawie do momentu wjazdu znów na trasę Mega.
Trochę gawędziliśmy o wyższości napędów 2x9 nad 3x10, o oponach na mleczko i jakoś nam upłynęły nudne kilometry po Czechach. Fajną sprawą na giga są żele na bufecie. Poratowałem się dwoma SISami, te żele są wspaniałe! Izotoniczne i nie trzeba ich mocno popijać.
Po polskiej stronie jechaliśmy już tylko we 2, Cesarczyk i ja. Na podjazdach trochę go wyprzedzałem, na zjazdach on mimo wszystko jest znacznie lepszy, puszczałem go przodem, tak było lepiej dla nas.
Ostatni podjazd był najcięższy. Tak sztywny, że z przełożenia 28:34 musiałem przepychać na stojąco, Golonko siedział na quadzie i na nas patrzył, nie mogłem dać ciała..
Podjazd:

Zjazd rozpoczął straszną gonitwę, prowadziłem z przewagą kilkunastu metrów. Gdzieś w międzyczasie poczułem mocne uderzenie w tylne koło, jak się okazało na mecie złapałem laczka, snejk…
Na ostatnim wypłaszczeniu Cesarczyk mnie przegonił, bo dostałem skurczu obu ud. Chyba jest to wina za niskiej kadencji pod koniec. No ale i tak dobrze, tylko 4 sekundy mi wbił.

Z maratonu jestem bardzo zadowolony, na mecie darmowe piwo, nie jedno wiec popołudnie i wieczór miło spędziliśmy w gronie rowerowych znajomych.
A i wylosowałem jeszcze premię Dobrych Sklepów Rowerowych, zestaw Gore Ride-On, za 10,20 i 30 miejsce na Giga. Strasznie się ucieszyłem podbiegając po odbiór, ale okazało się potem, że dostałem tylko uszczelniony zestaw manetki blokady skoku, no nic, może następnym razem wygram pancerze przerzutowe.

A i to był pierwszy maraton na którym nie zjadłem ani jednego banana, normalnie jestem PRO;) najpierw miałem żel 40g Inkosport, potem Maxima 75g, potem 2 SISy po 40g i na koniec TORQ 45g. W zapasie miałem jeszcze kolejnego TORQa ale okazało się że szybko przyjechałem na metę. Wszystko popite 1,4L TORQ energy o smaku Cytrynowym, jak dla mnie najlepszy napój jaki piłem w życiu na zawodach. Potem mega słodkie 2x 500ml Powerada i kilka kubeczków wody.



18 Open
10 M2
29minut straty do podium: Czarnoty, Brzózki i Galińskiego.