Eska BM - Zawoja
Sobota, 4 czerwca 2011
· Komentarze(1)
Kategoria Góry, Zawody Maraton
Pojechaliśmy razem z Northtec Bike Teamem i dodatkowo z Gekonem na jeden z najdalszych maratonów w sezonie. Dużo rozmów w aucie, i róznych takich, dowiedziałem się że Czarny się spala.
Przyjazd do Zawoi w piątek a właściwie w sobotę o 2 w nocy.
Na szczęście dla nas start był o 11 wiec był czas na sen. Makaron i o 10.20 na start. Tam spotkałem trochę znajomych, popatrzyłem na mapkę. Czekała na mnie trasa w grabkowym stylu czyli szerokie szutry.
Start o 11, miałem pierwszy sektor, na szczęście. Mimo wszystko atmosfera w peletonie była bardzo nerwowa, wszyscy bardzo chcieli być w czubie, nie rozumiem tylko po co. Przecież i tak miał być podjazd. Na szczęście gdy nachylenie zaczęło rosnąć mistrzowie jazdy na kole zaczęli odpadać. Tętno przez pierwsze 20-30miniut wokół 175.
Z daleka widziałem Janowskiego, Zonia, Porosia, Wiendlochę i Jajonka. Potem wjechałem na płaski odcinek po szutrach, udało mi się współpracować z jednym z innych zawodników, drugi nie miał siły na wychodzenie na zmiany…
Następnie zakręt w lewo i strasznie stromy podjazd. Do tego obłocony, bo w nocy padało. Na wyciągnięcie ręki miałem Jajonka i Wilendlochę. Potem znów płasko i po błocie na single tracku.
Pierwszy bufet omijam, jadę dalej, słyszę że jestem 7 open. Potem odcinek zjazdu po błocie, i następnie szutrowa grabkowa autostrada w dół i potem do góry. Staram się trzymać tętno 160, gdy spada to przyspieszam. Mijam prywatny bufet Dobrych Sklepów Rowerowych jadę dalej. Jajonek na 15 sekund, od tego momentu się oddala.
Gdzieś przed 2 bufetem mija mnie Wilk, nie dałem rady wejść na koło. Zaczyna się właściwy podjazd na 1111 m n. p. m.. W międzyczasie trochę płaskiego ale technicznego po błocie, tył się strasznie ślizga, ale przód Gato daje radę.
Po wjechaniu na Jałowiec zaczyna się nawet fajny szybki zjazd po trawie i rynnach. Potem kawałek po kamlotach i najnudniejszy fragment po asfalcie w dół, chyba z 7km…
Wjeżdżam na druga rundę, ktoś mi krzyczy 7min straty do Janowskiego. Już wiem że jestem wysoko, 4 miejsce, oby tylko tak dojechać bo Jajonka już raczej nie dojdę.
Druga pętla różniła się tylko tym że była już zupełnie rozjechana przez ludzi z Mega, było trudniej. Początek jedynie zmodyfikowany. Nie miałem problemów z dublowaniem megowców.
Na metę wjechałem 4 open, 2 w M2. 13 minut straty do Janowskiego, chyba 2 do Jajonka. Udany maraton, relacja nie:)
Przyjazd do Zawoi w piątek a właściwie w sobotę o 2 w nocy.
Na szczęście dla nas start był o 11 wiec był czas na sen. Makaron i o 10.20 na start. Tam spotkałem trochę znajomych, popatrzyłem na mapkę. Czekała na mnie trasa w grabkowym stylu czyli szerokie szutry.
Start o 11, miałem pierwszy sektor, na szczęście. Mimo wszystko atmosfera w peletonie była bardzo nerwowa, wszyscy bardzo chcieli być w czubie, nie rozumiem tylko po co. Przecież i tak miał być podjazd. Na szczęście gdy nachylenie zaczęło rosnąć mistrzowie jazdy na kole zaczęli odpadać. Tętno przez pierwsze 20-30miniut wokół 175.
Z daleka widziałem Janowskiego, Zonia, Porosia, Wiendlochę i Jajonka. Potem wjechałem na płaski odcinek po szutrach, udało mi się współpracować z jednym z innych zawodników, drugi nie miał siły na wychodzenie na zmiany…
Następnie zakręt w lewo i strasznie stromy podjazd. Do tego obłocony, bo w nocy padało. Na wyciągnięcie ręki miałem Jajonka i Wilendlochę. Potem znów płasko i po błocie na single tracku.
Pierwszy bufet omijam, jadę dalej, słyszę że jestem 7 open. Potem odcinek zjazdu po błocie, i następnie szutrowa grabkowa autostrada w dół i potem do góry. Staram się trzymać tętno 160, gdy spada to przyspieszam. Mijam prywatny bufet Dobrych Sklepów Rowerowych jadę dalej. Jajonek na 15 sekund, od tego momentu się oddala.
Gdzieś przed 2 bufetem mija mnie Wilk, nie dałem rady wejść na koło. Zaczyna się właściwy podjazd na 1111 m n. p. m.. W międzyczasie trochę płaskiego ale technicznego po błocie, tył się strasznie ślizga, ale przód Gato daje radę.
Po wjechaniu na Jałowiec zaczyna się nawet fajny szybki zjazd po trawie i rynnach. Potem kawałek po kamlotach i najnudniejszy fragment po asfalcie w dół, chyba z 7km…
Wjeżdżam na druga rundę, ktoś mi krzyczy 7min straty do Janowskiego. Już wiem że jestem wysoko, 4 miejsce, oby tylko tak dojechać bo Jajonka już raczej nie dojdę.
Druga pętla różniła się tylko tym że była już zupełnie rozjechana przez ludzi z Mega, było trudniej. Początek jedynie zmodyfikowany. Nie miałem problemów z dublowaniem megowców.
Na metę wjechałem 4 open, 2 w M2. 13 minut straty do Janowskiego, chyba 2 do Jajonka. Udany maraton, relacja nie:)