Po maratonie zawody w domu. Rano żołądek rozwalony. Ale jakoś pojechałem. Paweł Sławek Jósko Ja. Wszyscy odpoczywali w sob wiec ja mogę powiedzieć że wyszedłem bardzo dobrze. Skasowałem puls.... 10 kółek.1 dubel od Konwy.
Najcięższy maraton w życiu. Błoto i zimno. Podjazdy straszne, długie i wyczerpujące. Potem szybkie szutrowe zjazdy przy których nogi zamarzały. Było też parę zjazdów przy których nie wytrzymywały mi już ręce. Korzenie, kamienie i wszechobecne błoto. Po prostu bardzo ciężki maraton. Straciłem godzinę do zwycięzcy. Pech mnie nie opuszcza, na 600m przed metą złapałem laczka i biegłem z rowerem na finisz. Totalne upodlenie. Gruba warstwa błota na wszystkim, rower, nogi ciuchy kask itd... miejsce 33 open (bez kapcia byłoby 30) a 15 w M2.
Dzień sportu. Mocne tempo. Po starcie utknąłem za Luxim. Potem było lepiej. Byłem bardzo długi czas na 2 mcsu. CIągła jazda w 3: Józek, Mateusz i ja. Na koniec na rozjeździe byłem z przodu. Wpadliśmy na kostkę no i w klasyczny sposób mnie porobili.. Wyskoczyli zza pleców. Wynik: Urbańczk, Józek ,Mateusz i ja.
6 kółek. trasa mokra, jedna gleba. trzeba uważać na momenty w których przednie koło się uślizguje na cienkiej warstewce błota. Amfiteatr podjechałem tylko raz i to na młynku, słaba przyczepność w tym błocie. czasy nie za dobre ale to chyba przez to błoto. ~9.40 10m 10:20 10:10 10:20