Powerade Złoty Stok Giga
Sobota, 30 kwietnia 2011
· Komentarze(5)
Kategoria Góry, Zawody Maraton, Powerade MTB marathon
Super maraton, wynik tez!
Sprzęt sprawdził się w 99% (deja vu z roku 2010: na ostatnim zjeździe zrobiłem snejka ale dojechałam do mety,powietrze zeszło po godzinie)
Nocleg w Złotym Stoku, 400m od startu.
Rano przywitała nas przepiękna pogoda, nawet bluza na rozgrzewkę nie była potrzebna. No i było idealnie sucho!
Na starcie dużo znajomych, wszyscy w super humorach. Od razu napiszę, z całego maratonu pamiętam tylko niektóre momenty, nie potrafię tak jak Rodman każdego km zapamiętać:D
Start z pierwszego sektora pozwolił mi na trzymanie kontaktu wzrokowego z czołówką przez jakiś czas. Odjechali mi po jakiś 10 minutach bo starałem się trzymać równe tempo, tętno oscylowało w okolicach 175, czyli tuż poniżej progu. Jechałem równo, Golonko na quadzie 2x mnie mijał, przy okazji załapałem się na zdjęcie:
Doktoree minął mnie pod koniec podjazdu, usiłowałem usiąść mu na koło ale po paru minutach odpuściłem.
Pierwszy zjazd bardzo asekuracyjnie, w końcu to pierwsze góry w tym roku. Uwielbiam zjazd czerwonym szlakiem z Jawornika, a potem ten przy płocie, w zeszłym roku w błocie mijałem tam megowców a teraz mogłem samemu poszaleć, dzięki 100mm skoku z przodu.
Część trasy Giga która była wspólna z Mega jechałęm sam, podjazd po łące na Borówkową dał mi w kość, bo było gorąco no i gdy się odwróciłem to zobaczyłem sznurek za mną. Okazało się potem że tylko 3 osoby mnie dogoniły.
Podjazd:
Zjazd z Borówkowej poszedł mi dobrze, starałem się jechać szybko ale priorytetem było bezpieczeństwo wiec raz zszedłem z roweru bo coś mnie z rytmu wybiło.
Potem wjazd na pętlę Giga, w Czechy. Dogonił mnie chłopak z BSA na 29erze, trzymałem mu koło na płaskich „grabkowych” odcinkach. Na jednym ze zjazdów wyprzedzaliśmy Krzywego z Shimano i gdzieś tam odpadłem od BSA.
Najgorzej z całego maratonu wspominam odcinek o długości chyba 1km, podejście po spulchnionej ziemi i liściach. Nie dało rady pedałować, tylko pchać. Tam przegonił mnie Zbyszek Górski, Glon i dogonił Cesarczyk. Z dwoma ostatnimi jechaliśmy prawie do momentu wjazdu znów na trasę Mega.
Trochę gawędziliśmy o wyższości napędów 2x9 nad 3x10, o oponach na mleczko i jakoś nam upłynęły nudne kilometry po Czechach. Fajną sprawą na giga są żele na bufecie. Poratowałem się dwoma SISami, te żele są wspaniałe! Izotoniczne i nie trzeba ich mocno popijać.
Po polskiej stronie jechaliśmy już tylko we 2, Cesarczyk i ja. Na podjazdach trochę go wyprzedzałem, na zjazdach on mimo wszystko jest znacznie lepszy, puszczałem go przodem, tak było lepiej dla nas.
Ostatni podjazd był najcięższy. Tak sztywny, że z przełożenia 28:34 musiałem przepychać na stojąco, Golonko siedział na quadzie i na nas patrzył, nie mogłem dać ciała..
Podjazd:
Zjazd rozpoczął straszną gonitwę, prowadziłem z przewagą kilkunastu metrów. Gdzieś w międzyczasie poczułem mocne uderzenie w tylne koło, jak się okazało na mecie złapałem laczka, snejk…
Na ostatnim wypłaszczeniu Cesarczyk mnie przegonił, bo dostałem skurczu obu ud. Chyba jest to wina za niskiej kadencji pod koniec. No ale i tak dobrze, tylko 4 sekundy mi wbił.
Z maratonu jestem bardzo zadowolony, na mecie darmowe piwo, nie jedno wiec popołudnie i wieczór miło spędziliśmy w gronie rowerowych znajomych.
A i wylosowałem jeszcze premię Dobrych Sklepów Rowerowych, zestaw Gore Ride-On, za 10,20 i 30 miejsce na Giga. Strasznie się ucieszyłem podbiegając po odbiór, ale okazało się potem, że dostałem tylko uszczelniony zestaw manetki blokady skoku, no nic, może następnym razem wygram pancerze przerzutowe.
A i to był pierwszy maraton na którym nie zjadłem ani jednego banana, normalnie jestem PRO;) najpierw miałem żel 40g Inkosport, potem Maxima 75g, potem 2 SISy po 40g i na koniec TORQ 45g. W zapasie miałem jeszcze kolejnego TORQa ale okazało się że szybko przyjechałem na metę. Wszystko popite 1,4L TORQ energy o smaku Cytrynowym, jak dla mnie najlepszy napój jaki piłem w życiu na zawodach. Potem mega słodkie 2x 500ml Powerada i kilka kubeczków wody.
18 Open
10 M2
29minut straty do podium: Czarnoty, Brzózki i Galińskiego.
Sprzęt sprawdził się w 99% (deja vu z roku 2010: na ostatnim zjeździe zrobiłem snejka ale dojechałam do mety,powietrze zeszło po godzinie)
Nocleg w Złotym Stoku, 400m od startu.
Rano przywitała nas przepiękna pogoda, nawet bluza na rozgrzewkę nie była potrzebna. No i było idealnie sucho!
Na starcie dużo znajomych, wszyscy w super humorach. Od razu napiszę, z całego maratonu pamiętam tylko niektóre momenty, nie potrafię tak jak Rodman każdego km zapamiętać:D
Start z pierwszego sektora pozwolił mi na trzymanie kontaktu wzrokowego z czołówką przez jakiś czas. Odjechali mi po jakiś 10 minutach bo starałem się trzymać równe tempo, tętno oscylowało w okolicach 175, czyli tuż poniżej progu. Jechałem równo, Golonko na quadzie 2x mnie mijał, przy okazji załapałem się na zdjęcie:
Doktoree minął mnie pod koniec podjazdu, usiłowałem usiąść mu na koło ale po paru minutach odpuściłem.
Pierwszy zjazd bardzo asekuracyjnie, w końcu to pierwsze góry w tym roku. Uwielbiam zjazd czerwonym szlakiem z Jawornika, a potem ten przy płocie, w zeszłym roku w błocie mijałem tam megowców a teraz mogłem samemu poszaleć, dzięki 100mm skoku z przodu.
Część trasy Giga która była wspólna z Mega jechałęm sam, podjazd po łące na Borówkową dał mi w kość, bo było gorąco no i gdy się odwróciłem to zobaczyłem sznurek za mną. Okazało się potem że tylko 3 osoby mnie dogoniły.
Podjazd:
Zjazd z Borówkowej poszedł mi dobrze, starałem się jechać szybko ale priorytetem było bezpieczeństwo wiec raz zszedłem z roweru bo coś mnie z rytmu wybiło.
Potem wjazd na pętlę Giga, w Czechy. Dogonił mnie chłopak z BSA na 29erze, trzymałem mu koło na płaskich „grabkowych” odcinkach. Na jednym ze zjazdów wyprzedzaliśmy Krzywego z Shimano i gdzieś tam odpadłem od BSA.
Najgorzej z całego maratonu wspominam odcinek o długości chyba 1km, podejście po spulchnionej ziemi i liściach. Nie dało rady pedałować, tylko pchać. Tam przegonił mnie Zbyszek Górski, Glon i dogonił Cesarczyk. Z dwoma ostatnimi jechaliśmy prawie do momentu wjazdu znów na trasę Mega.
Trochę gawędziliśmy o wyższości napędów 2x9 nad 3x10, o oponach na mleczko i jakoś nam upłynęły nudne kilometry po Czechach. Fajną sprawą na giga są żele na bufecie. Poratowałem się dwoma SISami, te żele są wspaniałe! Izotoniczne i nie trzeba ich mocno popijać.
Po polskiej stronie jechaliśmy już tylko we 2, Cesarczyk i ja. Na podjazdach trochę go wyprzedzałem, na zjazdach on mimo wszystko jest znacznie lepszy, puszczałem go przodem, tak było lepiej dla nas.
Ostatni podjazd był najcięższy. Tak sztywny, że z przełożenia 28:34 musiałem przepychać na stojąco, Golonko siedział na quadzie i na nas patrzył, nie mogłem dać ciała..
Podjazd:
Zjazd rozpoczął straszną gonitwę, prowadziłem z przewagą kilkunastu metrów. Gdzieś w międzyczasie poczułem mocne uderzenie w tylne koło, jak się okazało na mecie złapałem laczka, snejk…
Na ostatnim wypłaszczeniu Cesarczyk mnie przegonił, bo dostałem skurczu obu ud. Chyba jest to wina za niskiej kadencji pod koniec. No ale i tak dobrze, tylko 4 sekundy mi wbił.
Z maratonu jestem bardzo zadowolony, na mecie darmowe piwo, nie jedno wiec popołudnie i wieczór miło spędziliśmy w gronie rowerowych znajomych.
A i wylosowałem jeszcze premię Dobrych Sklepów Rowerowych, zestaw Gore Ride-On, za 10,20 i 30 miejsce na Giga. Strasznie się ucieszyłem podbiegając po odbiór, ale okazało się potem, że dostałem tylko uszczelniony zestaw manetki blokady skoku, no nic, może następnym razem wygram pancerze przerzutowe.
A i to był pierwszy maraton na którym nie zjadłem ani jednego banana, normalnie jestem PRO;) najpierw miałem żel 40g Inkosport, potem Maxima 75g, potem 2 SISy po 40g i na koniec TORQ 45g. W zapasie miałem jeszcze kolejnego TORQa ale okazało się że szybko przyjechałem na metę. Wszystko popite 1,4L TORQ energy o smaku Cytrynowym, jak dla mnie najlepszy napój jaki piłem w życiu na zawodach. Potem mega słodkie 2x 500ml Powerada i kilka kubeczków wody.
18 Open
10 M2
29minut straty do podium: Czarnoty, Brzózki i Galińskiego.