Finał - Powerade Suzuki MTBmarathon - Istebna - Giga
Na miejscu okazało się że nocujemy w pensjonacie z Jarkiem Hałasem i młodzieżą ;) z teamu Sikorski BikeBoard.
Rano standardowo makaronik, z niestandardowym bananem i dżemem, smakowało. Podpatrzyłem, że Jarek wcina jeszcze jedno jajko przed startem, podobno ma dużo BCAA.
Na start zjechaliśmy kilometr na stadion. Było jakieś 12*C, chłodno, ale sucho.
Kupony na Suzuki wypisane, mapa sprawdzona, paru znajomych spotkaliśmy. Okazało się że Sylwek Swat nie jedzie, ale Wojtek mimo wszystko pozostał na Giga.
Start rozpoczął się powoli, ze spokojem jak nigdy w tym roku. Nawet Grzesiek Golonko w Suzuki odjechał na jakieś 100m i nikt z czołówki nie miał chęci za nim podążać.
Zaczęły się pierwsze podjazdy, pulsometr wreszcie chwycił, jakieś 180 tętno miałem.
Na pierwszym zjeździe za delikatnie hamowałem, wpakowałem się w drzewko iglaste. Wróciłem na trasę i dalej goniłem Wojtka który był z przodu.
Stawka się powoli ustawiała, bardzo podobał mi się podjazd po skałach w formie płyt na całą szerokość drogi.
Po 50minutach wciągnąłem żela SISa, SUPER sprawa! Nie trzeba popijać, nic się nie klei!
Wojtka widziałem na podjazdach na około 1-2minuty.
Po jakiejś godzinie zgubiłem bidon 0,7. Miałem dwa, wiec pomyślałem że tragedii nie ma, zatrzymam się na bufecie. Tak też zrobiłem, podjeżdżając widziałem odjeżdżającego Wojtka. Czyli byłem blisko.
Z trasy potem niewiele pamiętam, ciągle w górę i w dół technicznymi zjazdami.
Najlepsza z tej części była Ochodzita, parę km podjazdu i na koniec po płytach betonowych. Zjazd bardzo szybki, tam zrobił mi zdjęcie Adam, miałem już 18minut straty do Brzózki…
Trasy dalej nie kojarzę, pamiętam tylko ciągłe gonienie BydziPower i Herbapolu (Dymacz). Dymacza porobiłem na podjeździe na długiej łące, Stawiarza wkrótce również.
Strasznie podobały mi się zjazdy po Słowackiej stronie, po łąkach i szutrach duże prędkości osiągaliśmy (72km/h max).
Po bufecie nr 2 który miał być na 42km, (a był na 47km) zabrałem butelkę Powerada i banana, uzupełniłem też jedyny bidon który mi został, 0.5 L.
uśmiech proszę© Zbyhoo
Napiłem się poweradem, zjadłem banana i po jakiś 5minutach zjazdu w Czechach po szutrach z głębokimi rowami zostawiłem Powerada na poboczu, jak się okazało było to błędem.
Po dosłownie minucie na jednej z hopek, przy 60km/h podskoczyłem i wypadł mi bidon nr 2, był pełen… Nie wracałem po niego, szkoda czasu.
Przez 20minut jechałem bez picia, a było ciepło 20*C, strasznie żałowałem zostawionego Powerada.
Pod koniec pętli mega przed mostkiem byli strażacy, podali mi swojego Powerade’a:
-„Mogę prosić o butelkę, zgubiłem wszystkie bidony”
-„Weź mu dej”
Wypiłem, wepchnąłem w koszyk jakoś i pojechałem.
W międzyczasie jechałem z BydziaPower, po asfalcie chyba trochę za mocno cisnąłem, dał mi zmianę i potem ja jemu.
Pod koniec pętli mega pojechaliśmy prosto zamiast w prawo, 1 minuta stracona.
Zjazd po korzeniach przed metą chciałem za wszelką cenę pokonać, chociaż go nie znałem. Udało mi się do połowy, potem lekka gleba i rower w łapy i zbiegałem.
FOTA z gleby:
Zjazd po korzeniach© Zbyhoo
Wjazd na GIGA rozpoczął się od bufetu, zmieniłem butelkę Powerade na nową, ciężko wchodziła do koszyka ale cóż.. Zabrałem 2żele SISa, banana i w drogę.
Zaczął się najgorszy fragment całej trasy, cholernie długi podjazd asfaltowy. Ciągnął się w nieskończoność, jechałem 2:1 lub czasem 1:3 i 1:2.
Na bufecie został chyba BydziaPower, może Camela uzupełniał, myślałem że mam go z głowy…
Po asfalcie przyszedł czas na teren, też stromy, było trochę butowania, potem po płaskim. Dogonił mnie Korzeń, jechałem wtedy chyba 22msc open. Próbowałem utrzymać mu koło, 3minuty dałem radę, potem mnie przeszedł.
Dużo turystów, dzieciaków, ogólnie wesoło (im) było, ja pragnąłem mety, widziałem, że na 73km się nie skończy, Golonko jak zwykle przesadził :(
Na Stożku dogonił mnie BydziaPower, cholera, na zjeździe nie dałem rady, on na fullu a ja na bolących rękach nie dawałem już rady.
Gdy połączyliśmy się z znów z Mega w butelce Powera miałem już sucho. Na szczęscie chłopak z Mega był na tyle łaskawy, że dał mi się napić z jego bidonu, 3 łyki i do przodu.
Przy 4:50 poczułem w udach że zaraz będą skurcze, nogi powoli zaczęły robić co same chcą, wrzuciłem młynek i na wysokiej kadencji je rozjechałem + do tego walenie pięścią. Może pomogło, nie wiem.
W tej chwili znowu słyszę „Zbyyychuuuu” i mam komplet fotek od Adama:
Końcówka giga© Zbyhoo
Do mety było już naprawdę mało, jakieś 2km. Znów chciałem zjechać korzenie, niestety zabierałem się do tego źle, na filmie dopiero widzę, że trzeba to pokonywać przy większej prędkości, zaklinowało się przednie koło, wziąłem rower w ręce i pobiegłem.
Na metę wpadłem po 5:06 h, strasznie zmęczony . Od 20km jedynie pragnąłem mety i niech się ten wyścig w końcu skończy.. Bardzo ciężko go przeżyłem. Wojtek jak się okazało włożył mi 12minut! Ponad godzina straty do Brzózki…
23 open/ 10 M2
Banany itd. i od razu do pensjonatu, Recovery SISa z mlekiem i pod prysznic, zimny niestety. Potem Tortilla i na dekorację.
Długo to trwało, wylądowałem w końcu na scenie, 8msce w generalce Giga M2.
Plan maratonowy na 2010 zrealizowany, ukończyć minimum 7 maratonów Powerada i być w dziesiątce.
Potem After party u GG i u nas.
Powrót do Poz trwał w niedzielę od 15 do 23, z przerwami na pizze i tankowanie (spalanie ~8L/100km….)
Podsumowanie:
# Jedna z najtrudniejszych tras w tym roku pod względem podjazdów długich i stromych jak i ciężkich zjazdów. Po 50km narzekałem nawet na ilość asfaltów.
Żele Maxima + SISa są super. Jedne popijam gdy mam czas na sięgnięcie po bidon drugie gdy nie.
# Brak mi przygotowania siłowego, muszę zrzucać na młynek za często, a przecież w 2011 chcę przejść na 2x10.. Tylko nie wiem jaki zestaw, po Istebnej zastanawiam się czy korba 28-42 i kaseta 11-36 będą dobre..
# Po 2 dniach, w poniedziałek obudziłem się rano i czułem jakby po mnie walec przejechał, wszystkie mięśnie czułem: rąk, barków, nóg, pleców itd.