Powerade Suzuki MTBmarathon Głuszyca GIGA
Niedziela, 1 sierpnia 2010
· Komentarze(1)
Kategoria Zawody Maraton
relacja pisana 5dni po, na "żywo" - nie mam czasu edytować.
No i nadeszła Głuszyca. Koło w serwisie - jazda na dętce z tyłu, mogło być tylko źle.
Na początku wariacka jazda na start autem:)
Start o 10.10. na początku tempo wolne, za samochodem, jednak ciągle przyspieszaliśmy. Tętno ponad 185. Niby gadu gadu a zaczyna się stawka rozciągać. Wreszcie szuter i do góry! I zaczęło się.
Miało byc ze spokojnością, bez zbytniego zakwaszania, ale jednak trzeba się ustawić jakoś w stawce by na tym trawersie, który pamiętam z zaszłego roku jechać bez zatorów.
Udało się, trafiłem na wyjadaczy Giga, jeden chłopak troche zwalniał ale mówił że nie czuje się dziś pewnie wiec nas puścił(potem i tak na podjazdach mnie porobił-paublombp). Czuć zapach palonych klocków - Kool Stopy metaliczne rulez! DOtarły się po 3 minutach ciągłęgo hamowania.
Potem wjechaliśmy na asfalcik, krótko w dół.
Udało mi się ustawić na kolejnym trawesiku do góry w ten sposób że jechałem za Brzózką, reszta pchała rowery.
Na płąskich mnie dogonili, ale samopoczucie dobre.
rochę stromych podjazdów na początku, 1x1 sie przydaje.
Starałęm się utrzymać z Brzózką senioorem, na zjazdach było łątwo, wycinał mnie na podjazdach.
Po 50minutach jem Carbosnaka.
Gdzieś po 1h odjechała mi moja grupka, została nas garstka. Dalej nie pamiętam.
Najggorsze że przegapiłem podobno bufet na 19km, do 30km jechałem o suchym pysku przy 24*C.
Na 25km biorę Gutara, witkiewicz mówi że mamy za duże tempo, to była gdzieś tak 2h jazdy. Niepotrzebnie go posłuchałem, bo chyba zwolniłem i na 2 stromych podejściach wyprzedziło mnie 3 kolesi (jakiś z HP cycling team).
DOjeźdzam do bufetu na 30km, tankuje 2 bidony, biorę banana do kieszeni. Jem ISOSTARA w żelu - strasznie to cholerstwo gęste- zakleiłem się. Miałem na szczęscie dużo picia.
Gdzies po drodze łączymy się z Mega.
Na 35km na zjaździe wpadam na kamień, podbija mi przód, ledwo kierę utrzymuje, potem tył wpada i czuję głuche uderzenie - czyli snejk - patrzę w dół, nie mam powietrza z tyłu, czyli dętka do zmiany..
Szybko wyjmuję koło, zdejmuję oponę, cholerne gałązki dostału sie przy tym do środka, męczę się chyba z 1minutę by je wyjąć, potem nowa dętka (przy okazji fota sportfotografa )
[
i nabój z C02. 10s i opona na kamień nabita - 16g nabój. Jednak wyjmując ją z wentyla go skrzywiłem i nie będzie już do końca maratonu szczelny - przez to na zjazdach bedę uważał.
Na naprawę zeszło chyba z 6minut niestety, muszę poćwiczć to, z tych nerwów tylko łapy się trzęsą. Mateusz wyprzedza mnie tak po 4min od zatrzymania. Przy okazji Stawarz i reszta, około 7 gigowców.
Zaczynam gonić, wpadam d głuszycy, zaczyna sie podjazd. Myślałem że dam radę za chłopakiem z Pol Wroc na meridzie ale był mocniejszy.
Wyrasta przede mną ścina płaczu, pamiętam z zeszłęgo roku, zakładając koło za słąbo dokręciłem zacisk, 1x1 nie działa, jadę 1x2 i dałem radę. WIdać po lewej Sowę. Jedzie mi się super.
W pewnym momencie doganiam TORQa - chyba witkiewicz. Jadę 1x2, zatrzymuję się i porawiam zacisk. Jednak ta pogoń mnie wyczerpała, żele się kończą (ISOSTAR to BADZIEW!!! ) Maxim jest ok, na 2 porcje starcza. Przeganiam Stawiarza.
Jadę swoim tempem do góry, sami megowcy, bufet na 61km, pętla i znów bufet. Nikt nie ma pomkpki stacjonarnej :( trudno jadę dalej.
Podjazd pod WIleką SOwę to koszmar, te kamloty, jechać 2x1 czy 1x4? Zjazd jest za to świetny, jadę spokojnie bardzo, uważam na tył bo powietrze zchodzi po mału.
Po zjeździe z SOwy jest pąłsko i znów w górę, paskudny SKURCZ prawego uda, rozechałm go jakoś na miękko.
Stawiarz mnie dogania na zjeździe, puszczam go, ma w kńcu fulla. 70km, jadę już na pustym zołądku, nie mam żeli, tylko banany. Bułet na 77, zaczyna się podjazd wąski w pokrzywach, podejście i znów podjeźdzam na 1x1. Stawarz odpada. Wyczekuję tabliczek ile km do mety. Doganiam Piotra Buczka z Airco, jedziemy bardzo szybko, krzyczymy na megowców na dwa głosy "Leeeeewaaaa"
Mijamy SWAT seniorów. Szaleńczy zjazd, daje wszystko co zostało.
Okazuje się że meta jest pod górę, nie byłem przygotowany na to. Airco mnie bierze na finiszu. Mateusz ma 3min przewagi na mecie-ale też miał problemy.
Podsumowanie:
- wyjeżdżać wcześniej na start
- więcej Maximów
- zawsze pełne 2 bidony
- spokojniej naprawiać awarie
- utrzymywać stałe tempo
Miejsce
czas brutto 05:59:51.474
netto około 6min mniej
35 Open
18 w M2
00:24:41(23)
02:48:54(37)
04:50:08(37)
Delay: 01:34:32 (sic!) JBG2 to są rzeźnicy
-
No i nadeszła Głuszyca. Koło w serwisie - jazda na dętce z tyłu, mogło być tylko źle.
Na początku wariacka jazda na start autem:)
Start o 10.10. na początku tempo wolne, za samochodem, jednak ciągle przyspieszaliśmy. Tętno ponad 185. Niby gadu gadu a zaczyna się stawka rozciągać. Wreszcie szuter i do góry! I zaczęło się.
Miało byc ze spokojnością, bez zbytniego zakwaszania, ale jednak trzeba się ustawić jakoś w stawce by na tym trawersie, który pamiętam z zaszłego roku jechać bez zatorów.
Udało się, trafiłem na wyjadaczy Giga, jeden chłopak troche zwalniał ale mówił że nie czuje się dziś pewnie wiec nas puścił(potem i tak na podjazdach mnie porobił-paublombp). Czuć zapach palonych klocków - Kool Stopy metaliczne rulez! DOtarły się po 3 minutach ciągłęgo hamowania.
Potem wjechaliśmy na asfalcik, krótko w dół.
Udało mi się ustawić na kolejnym trawesiku do góry w ten sposób że jechałem za Brzózką, reszta pchała rowery.
Na płąskich mnie dogonili, ale samopoczucie dobre.
rochę stromych podjazdów na początku, 1x1 sie przydaje.
Starałęm się utrzymać z Brzózką senioorem, na zjazdach było łątwo, wycinał mnie na podjazdach.
Po 50minutach jem Carbosnaka.
Gdzieś po 1h odjechała mi moja grupka, została nas garstka. Dalej nie pamiętam.
Najggorsze że przegapiłem podobno bufet na 19km, do 30km jechałem o suchym pysku przy 24*C.
Na 25km biorę Gutara, witkiewicz mówi że mamy za duże tempo, to była gdzieś tak 2h jazdy. Niepotrzebnie go posłuchałem, bo chyba zwolniłem i na 2 stromych podejściach wyprzedziło mnie 3 kolesi (jakiś z HP cycling team).
DOjeźdzam do bufetu na 30km, tankuje 2 bidony, biorę banana do kieszeni. Jem ISOSTARA w żelu - strasznie to cholerstwo gęste- zakleiłem się. Miałem na szczęscie dużo picia.
Gdzies po drodze łączymy się z Mega.
Na 35km na zjaździe wpadam na kamień, podbija mi przód, ledwo kierę utrzymuje, potem tył wpada i czuję głuche uderzenie - czyli snejk - patrzę w dół, nie mam powietrza z tyłu, czyli dętka do zmiany..
Szybko wyjmuję koło, zdejmuję oponę, cholerne gałązki dostału sie przy tym do środka, męczę się chyba z 1minutę by je wyjąć, potem nowa dętka (przy okazji fota sportfotografa )
[
i nabój z C02. 10s i opona na kamień nabita - 16g nabój. Jednak wyjmując ją z wentyla go skrzywiłem i nie będzie już do końca maratonu szczelny - przez to na zjazdach bedę uważał.
Na naprawę zeszło chyba z 6minut niestety, muszę poćwiczć to, z tych nerwów tylko łapy się trzęsą. Mateusz wyprzedza mnie tak po 4min od zatrzymania. Przy okazji Stawarz i reszta, około 7 gigowców.
Zaczynam gonić, wpadam d głuszycy, zaczyna sie podjazd. Myślałem że dam radę za chłopakiem z Pol Wroc na meridzie ale był mocniejszy.
Wyrasta przede mną ścina płaczu, pamiętam z zeszłęgo roku, zakładając koło za słąbo dokręciłem zacisk, 1x1 nie działa, jadę 1x2 i dałem radę. WIdać po lewej Sowę. Jedzie mi się super.
W pewnym momencie doganiam TORQa - chyba witkiewicz. Jadę 1x2, zatrzymuję się i porawiam zacisk. Jednak ta pogoń mnie wyczerpała, żele się kończą (ISOSTAR to BADZIEW!!! ) Maxim jest ok, na 2 porcje starcza. Przeganiam Stawiarza.
Jadę swoim tempem do góry, sami megowcy, bufet na 61km, pętla i znów bufet. Nikt nie ma pomkpki stacjonarnej :( trudno jadę dalej.
Podjazd pod WIleką SOwę to koszmar, te kamloty, jechać 2x1 czy 1x4? Zjazd jest za to świetny, jadę spokojnie bardzo, uważam na tył bo powietrze zchodzi po mału.
Po zjeździe z SOwy jest pąłsko i znów w górę, paskudny SKURCZ prawego uda, rozechałm go jakoś na miękko.
Stawiarz mnie dogania na zjeździe, puszczam go, ma w kńcu fulla. 70km, jadę już na pustym zołądku, nie mam żeli, tylko banany. Bułet na 77, zaczyna się podjazd wąski w pokrzywach, podejście i znów podjeźdzam na 1x1. Stawarz odpada. Wyczekuję tabliczek ile km do mety. Doganiam Piotra Buczka z Airco, jedziemy bardzo szybko, krzyczymy na megowców na dwa głosy "Leeeeewaaaa"
Mijamy SWAT seniorów. Szaleńczy zjazd, daje wszystko co zostało.
Okazuje się że meta jest pod górę, nie byłem przygotowany na to. Airco mnie bierze na finiszu. Mateusz ma 3min przewagi na mecie-ale też miał problemy.
Podsumowanie:
- wyjeżdżać wcześniej na start
- więcej Maximów
- zawsze pełne 2 bidony
- spokojniej naprawiać awarie
- utrzymywać stałe tempo
Miejsce
czas brutto 05:59:51.474
netto około 6min mniej
35 Open
18 w M2
00:24:41(23)
02:48:54(37)
04:50:08(37)
Delay: 01:34:32 (sic!) JBG2 to są rzeźnicy
-